piątek, 1 listopada 2013

Chapter 6


Gertrude
Mijała minuta za minutą. Wciąż spoczywałam u lewego boku Primrose na jej szerokim łóżku, przysłuchując się jej urywanemu oddechowi i systematycznemu pociąganiu nosem. Czekałam, aż powie coś więcej niżeli przyznanie się do tego, że coś, cokolwiek to było, ponieważ mogła mieć na myśli dosłownie wszystko, zawaliła. Wiedziałam, że muszę dać jej jeszcze minutę, dwie, albo pięćdziesiąt jeżeli będzie trzeba. Absolutnie nie wolno mi było jej ponaglać, ani pociągać za słowa. Jeśli miałam coś zdziałać w tej sytuacji, Prim sama musiała sama zacząć mówić, tylko w tej jeden sposób można było się czegoś od niej dowiedzieć. Nie mogłam opierać się tylko na tym co opowiedział mi Niall o zachowaniu mojej przyjaciółki oraz na tym co sama sobie poskładałam w głowie, choć bynajmniej nie sądzę abym bardzo się pomyliła. To od niej i tylko od niej, najbardziej wiarygodnego, acz na równi najbardziej milczącego źródła mogłam dowiedzieć się czegokolwiek o tym co się dzieje. 
- Gerty? – stłumiony głos Prim przerwał w końcu ciszę. – Kiedy wiedziałaś, że zakochałaś się w Liamie? Że to nie jest po prostu jakieś tam, nie wiem, zauroczenie, albo, że kochasz go po prostu jak przyjaciela? – a więc sytuacja była aż tak beznadziejna. Prawdę powiedziawszy nie spodziewałam się, że to będzie pierwszym co powie. Ba, nie spodziewałam się, że w ogóle usłyszę od niej kiedyś takie pytanie. Zamknęłam oczy przywołując w myślach moment kiedy poznałam Liama Payne, kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy, a on uśmiechnął się do mnie i przepuścił mnie w drzwiach hotelowych. Później wpadliśmy na siebie drugi raz, w windzie. Jakiś nieszczęśnik powciskał w niej dla żartu wszystkie przyciski, tak więc odbyliśmy naprawdę długą podróż. Zaczęliśmy rozmawiać. On był tam z zespołem, ja byłam na ostatnim etapie konkursu historycznego w kampusie New York University, jako jedna z dziesięciu osób z całej Wielkiej Brytanii miałam szansę tam pojechać, naprawdę ciężko wtedy pracowałam. Rozmowa toczyła się między nami niesamowicie swobodnie, niemalże jakbyśmy znali się od lat, nie było chwil ciszy, czy nieporozumień. Okazało się, że mieszkamy na tym samym piętrze. Wysiedliśmy z windy, podziękowaliśmy sobie za pogawędkę i już prawie miałam odejść kiedy powiedział „Jeśli dam ci swój numer zadzwonisz do mnie i spotkamy się jeszcze raz w Anglii? Możemy nawet pojeździć windą jeśli chcesz. Nie chciałbym aby ta rozmowa była naszą ostatnią.” Byłam zdziwiona, że wiedział, iż jestem angielką, ale oczywiście zdradził mnie rdzenny brytyjski akcent. Tak więc Liam dał mi swój numer, a ja uśmiechnęłam się i obiecałam mu, że zadzwonię. Tydzień później piliśmy kawę w Hyde Parku. Czułam się przy nim jak gdybym odkrywała jakąś tajemnicę, a zarazem znała go na wylot. Czułam się swobodna i bezpieczna, a zarazem wciąż podekscytowana. Pamiętam, że kiedy po raz pierwszy pocałował mnie pod drzwiami mojego domu, praktycznie rozpłynęłam się jego ramionach. Wszystko w nim sprawiało, że z dnia na dzień kochałam go coraz to bardziej. Sposób w jaki się śmiał, w jaki na mnie patrzył i mnie dotykał. Jego poczucie humoru, inteligencja, rozwaga. Nie wiedziałam tylko jak mam to powiedzieć Prim. Uczucie jakie żywiłam do Liama należało do mnie, nie chciałam go uzewnętrzniać komuś kto nie jest nim samym. Odnosiłam wręcz wrażenie, że nikt nie może poczuć do nikogo czegoś takiego jak ja do Payne, tak więc sądziłam, że Primrose może zwyczajnie nie zrozumieć o czym mówię. A jednak jakby na to nie spojrzeć każdy człowiek poznał, właśnie poznawał, bądź w przyszłości pozna swojego Liama Payne i poczuje do niego coś, co jak mu się będzie zdawało jest niepowtarzalne i żaden inny człowiek na świecie nie będzie miał prawa odczuwać do nikogo czegoś tak silnego, jak on do swojego Liama Payne. Możliwe, że Primrose jest właśnie w tym momencie, tyle, że jej sytuacja ciągnie za sobą coś bardzo niedobrego. Wiedziałam to. Powinnam to wiedzieć od razu i jakoś temu zapobiec. W końcu moja Primrose nigdy z własnej woli nie poszłaby ze mną do domu w którym mieszka czwórka obcych jej chłopaków. Moja Primrose była zbyt bardzo aspołeczna i odcięta od świata aby to zrobić. Przez chwilę pomyślałam, że mogłaby coś zmienić, że ten gest z jej strony był na porządku dziennym… To był błąd. 
- Nieważne… Widzisz, miałam taki moment…  Moment, kiedy pomyślałam, że na prawdę mogłabym... Że mogłabym oderwać się od świata w którym do tej pory funkcjonowałam. Że mogłabym rzucić wszystko w diabły i zacząć od nowa. Z nowymi marzeniami, z nowymi nadziejami i pragnieniami. – przewróciłam głowę na bok i spojrzałam na postać przyjaciółki. Uśmiechała się smutno. – Mogłabym ciepłe dnie spędzać w parku, a w zimne w mojej sypialni pod kocem. Mogłabym jeździć na wycieczki poza miasto, chodzić na koncerty, imprezy, zakupy. Mogłabym mieć paczkę znajomych z którymi robiłabym to wszystko. Mogłabym pozwolić sobie kogoś pokochać. Pokochać naprawdę szczerze, bez cienia fałszu i obłudy. Mogłabym pozwolić komuś pokochać mnie. Ale to była tylko chwila... Jedna jakże nic nie znacząca w stosunku do ogromu tego świata chwila z której cholernie trudno się wyrwać. 
- Dlaczego? – zapytałam. Pod jednym „dlaczego” skrywało się naprawdę wiele niewypowiedzianych pytań. Tak naprawdę sama do końca nie wiedziałam jakich. 
- Idea doświadczania szczęścia jest naprawdę kusząca i uzależniająca kiedy już się spróbuję. Czuję się… rozdwojona. Zepchnęłam go w kąt umysłu, stałam się chłodna i nawet przez kilka godzin, jakkolwiek nie brzmi to na imponujący odcinek czasu, dopóki nie usłyszałam jego głosu udawało mi się funkcjonować w przeświadczeniu, że mam go gdzieś, że to tylko jakiś tam chłopak, kupka komórek, które kiedyś zgniją pod ziemią. – głos jej zadrżał. – Przez te kilka godzin leżałam tu i wszystko było tak jak trzy dni temu. Liczyli się tylko oni, liczyło się to do czego należę i jaka jestem. Byli dla mnie idealnym towarzystwem, ponieważ znajdowałam w nich samą siebie. Albo przynajmniej jakąś cząstkę. Są zagubieni, wszyscy, co do jednego. Dostałam swoją szansę żeby się odnaleźć, ale zwyczajnie nie mogę z niej skorzystać. Próbowałam. Czuję się jakbym tonęła, a ktoś mi bliski rzucił mi z brzegu linę. Jeśli ją przyjmę, on wpadnie do wody, prawdopodobieństwo, że uratujemy się razem jest żadne, że uratuję się sama wynosi czterdzieści procent, a że zatopię nas obydwoje sześćdziesiąt. Jeśli odmówię ratunku, ocalę mojego bliskiego, a sama pójdę na dno, co nie będzie większą szkodą. W końcu tak czy siak już się topię.  – mimo, że gdzieś w głębi odczułam ulgę z powodu jej wylewności, wciąż sytuacja przedstawiała się dla mnie niejasno. Nie mogłam pozwolić sobie na wysłuchiwanie metafor, nie kiedy brzmiały w taki sposób. Potrzebowałam zapytać ją wprost.
- Prim, muszę spytać… Czy to, że wtedy poszłaś do Liama ma... miało coś wspólnego z, no wiesz... gangiem? – dziwnie czułam się wymawiając słowo "gang" wiedząc, że używam go do nazwania stowarzyszenia które w rzeczywistości jest tym czym definicja tego słowa. Przyprawiało mnie to wręcz o rozbawienie, choć bynajmniej nie w tej chwili. Teraz byłam przelękniona. Primrose drgnęła. Twarz stężała jej na sekundkę, a następnie pojawił się na niej ten sam wyraz bólu który był tam już wtedy gdy tu weszłam. Trafiłam w dziesiątkę. To mnie nie uspokoiło. 
- Czy oni kazali ci zbliżyć się do Niall’a? – kontynuowałam, choć wiedziałam już, że mam rację. Nie miałam tylko pojęcia o co takiego może chodzić. Czym tak właściwie mogła zajmować się Primrose? Narkotykami, kradzieżami, malowaniem brzydkich sloganów na murach? Chcieli go zgubić posługując się nią? Wszystko na to wskazywało. Najbardziej logiczne wydawały mi się tu narkotyki. Niall był sławny, mawiano, że był najsłabszym ogniwem z zespołu. Z pewnością najłatwiej było nim manipulować, czego najlepszym przykładem jest chociażby Primrose. Ktoś mógł chcieć zrobić mu podły żart przez który Niall poszedł by na dno, a o jego porażce dowiedział by się cały świat. Taka teoria miała dla mnie sens. Bo co na przykład Prim mogłaby mu ukraść? Cnotę? 
- Proszę. Musisz mi powiedzieć, cokolwiek. Niall to mój przyjaciel, Niall to najlepszy przyjaciel Liama… Jeśli cokolwiek mu się stanie... Jeśli dotknie go coś złego, a będę wiedziała, że mogłam temu zapobiec… Ty jesteś moją przyjaciółką. Tobie też może się coś stać... 
- Tak. – głos jej się łamał. – Działam na czyjeś polecenie. Przynajmniej na początku działałam. Teraz sama już nie wiem jak jest.
Poczułam się jakby ktoś kopnął mnie w brzuch. Od początku wiedziałam w czym siedzi Prim i starałam się to akceptować, nie przeszkadzało mi to w niej, kochałam ją za to jaka jest, choć może wydawać się to głupie. Nigdy jednak nie pytałam jej o jakiekolwiek działania których się tam podejmuje. Miałam swoje granice, nie chciałam nic wiedzieć. Teraz jednak, kiedy jej działania związane z gangiem w jakiś sposób mnie dotknęły, które dotknęły przyjaciół Liama i moich, działania które mogły dotknąć mojego chłopaka i zranić Niall’a, o ile już tego nie zrobiły, poczułam się w pewien sposób zdradzona. Równocześnie zebrała się we mnie fala motywacji do działania, musiałam jakoś jej pomóc… 
- Mój stosunek do tej całej sytuacji zmienia się z godziny na godzinę. Poszłam tam wiedząc dokładnie co mam zrobić. Musiałam go w jakiś sposób poznać. To stało się jednak totalnie przez przypadek. Totalnie przez przypadek się też za… Gerty, zakochałam się. Zakochałam się w tym cholernym chłopaku, a to najgorsze wykroczenie jakie kiedykolwiek popełniłam. Wszystko złe co zrobiłam w całym moim życiu, nie może się równać z tym. Jestem niebezpieczna. Narażam na cholerne niebezpieczeństwo innych ludzi. Dlatego jestem tak aspołeczna, nie potrzebuje kolejnych osób które żyłyby obok mnie i których ktoś mógłby wykorzystać jako moją słabość. Cały wysiłek poświęcam aby trzymać cię w sekrecie i zapewnić ci bezpieczeństwo przede mną samą. Nie chcę nikogo ranić. Sądziłam, że pójdzie z nim jak z płatka, jak za kiwnięciem palca. Ale poczułam się żywa. Wcześniej byłam pewna, że gang daje mi szczęście, ale to nie było nawet „sz” z początku tego wyrazu. A teraz każdy mój ruch jest obserwowany. Ta cała sprawa ma jakieś wielkie znaczenie dla człowieka który stoi na szczycie. On kieruje wszystkim, dosłownie. A mnie wybrał jako gwiazdę tygodnia. – znów płakała. Nie wiedziałam co mam zrobić, czułam się bezradna. Chciałam pomóc zarówno Niall’owi jak i Prim, tyle, że swoją pomoc musiałabym świadczyć w świecie po którym totalnie nie potrafiłam się poruszać. W świecie w którym wszystko jest grą. W świecie którego nawet nie potrafiłam opisać, w świecie w którym bałabym się znaleźć. Obiecałam Niall’owi pomoc, której nie byłam w stanie wyświadczyć. Jemu zależało przede wszystkim na Primrose, Primrose zależało przede wszystkim na tym aby trzymać go od siebie z daleka, co oznaczało, że również zależy mu tylko na nim. 
Jak bardzo nieskomplikowane wydało mi się nagle moje życie. 

Primrose  
Straciłam upływ czasu. Gertrude wyszła późno. Dobrze było wiedzieć, że mam chociaż jedną osobę po swojej stronie, jakkolwiek wiedziałam, że przyjaciółka jest na mnie zła za to do czego dopuściłam. Złe natomiast było to, że przyniosła ze sobą kolejną porcję Niall’a, porcję na którą nie byłam gotowa i którą wylewałam z siebie ze łzami przez następne godziny. Dałam ujście całej mojej słabości jaka się we mnie wezbrała, a przysięgam, że zdawała się nie mieć końca. W którymś momencie zapadłam w sen i w którymś się obudziłam. Nie wiedziałam jaki jest dzień, ani rok. Może miałam na powrót dziesięć lat? Zaraz wstanę, wciągnę na siebie spodnie i koszulkę, na nogi założę szkolne trampki, wyjdę z pokoju, zobaczę mamę i tatę, obydwoje będą w służbowych garniturach, przytulą mnie i powiedzą, że wrócą dziś chwilę później, ale żebym się nie martwiła. Obiad zjem u pani Moore, a jak wrócą to zabiorą mnie do parku. Zawsze dotrzymywali słowa. Więc pójdę z Ami’m za rękę do szkoły, zjem kurczaka u pani Moore, a rodzice zabiorą mnie do parku. Powiem im żeby tego felernego dnia wzięli sobie wolne. Ostrzegę ich, a kiedy dorosnę nigdy nie wyląduję w gangu, poznam Niall’a i będziemy razem.
Otworzyłam oczy. 
Nie miałam dziesięciu lat, lecz osiemnaście. Nie szłam do szkoły, bo były wakacje. Ami nie mieszkał już w domu obok, a jego mama nie gotuje już kurczaków, rodzice nie wezmą mnie do parku bo nie ostrzegłam ich i felernego dnia poszli do pracy. Zakochałam się w Niall’u, ale nie możemy być razem. 
Wstałam z łóżka i włożyłam czyste ubranie. Za pasek spodni wsunęłam czarny, błyszczący rewolwer. Wyszłam z sypialni, zeszłam do kuchni. Śmierdziało. Naczynia były nie pozmywane, toster właśnie przerabiał na węgiel kawałek chleba. Olivia siedziała na blacie przelizując jakiegoś muskularnego wytatuowanego typka. Trawa. Śmierdziało trawą. 
Oto obrazek mojej rodziny. 
Wyszłam z domu nie oglądając się za siebie drugi raz, wystarczająco dużo czynników mnie ostatnio martwiło. Przestałam być obojętna. To jedno mogłam śmiało stwierdzić. Stałam się cholernie nieobojętna, tak bardzo, że co rusz znajdowałam sprawę nad którą mogłabym uronić łzę. Mawiają, że przez płacz człowiek może poczuć się lepiej. Ja czułam się tylko jeszcze bardziej zagrożona. Jeśli teraz ktoś, zgodnie z obietnicą Mazziego mnie obserwował mógł śmiało stwierdzić, że ostatnie wydarzenia nie działają na mnie kojąco. 
Osłabłam, straciłam stary charakter. Straciłam zdolność maskowania się i okłamywania. Zrobiło to na mnie tak wielkie wrażenie, że trudno mi było już kłamać nie tylko siebie, ale i innych. Trudno mi było wmawiać otoczeniu że zabije chłopaka nie krzycząc przy tym, że go… kocham. 
Metro zawiozło mnie do dzielnicy przemysłowej, nogi zaprowadziły do magazynu numer 669. Nie było późno, zegarek wskazywał dopiero 7:34. Olivia zapewne migdaliła się z Panem Trawką o tej godzinie chcąc mnie uniknąć. Ja za to chciałam uniknąć kogoś innego. Mazzie pomieszkiwał w tym magazynie przez większość swojego życia, jednak zdarzało mu się opuszczać go na noc aby pobyć trochę w miejscu gdzie może wziąć kąpiel, wysikać się do toalety a nie na ścianę i oglądnąć telewizję, a nie pogadać ze szczurem. Zdałam się na szczęście i jak się okazało dopisało mi. Zasuwane drzwi były zamknięte na kłódkę. Teraz potrzebowałam kolejnej dawki szczęścia które spowoduje, że uda mi się otworzyć to zardzewiałe cholerstwo nie posiadając klucza. 
Jak dobrze, że wychowałam się w gangu. 
Kiedy unosiłam drzwi do góry była 7:42, Mazzie zjawi się tu za co najmniej godzinę, w zależności od tego co robił w nocy. Miałam więc stosunkowo niewiele czasu, jednakże powinno mi go wystarczyć. 
Sama nie byłam pewna czego szukam. Wiedziałam tylko, że będzie to coś co na stałe postawi mnie po jednej ze stron, Niall’a, bądź gangu. Jakkolwiek wiedziałam, że już obrałam swoją własną… 
Pierwsze do czego się dobrałam to mechanizm zamka szafki która była wiecznie zamknięta na klucz, to było dobre miejsce do schowania czegoś wartego ukrycia przed światem. Przed nami; mną, Amim i Rosalie. Drzwiczki otworzyły się z trzaśnięciem ukazując zawartość skarbca. Kilka rewolwerów leżało na stercie notatek… Sporo plików kartek pospinanych spinaczami. Nie wiedziałam, że Mazzie zajmuje się biurokracją. Wszystko było pokryte jego pismem przeplatającym się z jeszcze czyimś, dotąd mi nieznanym i drukiem komputerowym. Wyciągnęłam pierwszy plik. Na kartce widniało zdjęcie około szesnastoletniej dziewczyny, uśmiechała się do obiektywu pokazując proste zęby, włosy sięgające ramion opadały swobodnie w falach. Nazywała się Zoe Clark, jak wskazywał podpis. W poprzek całej kartki ktoś napisał czerwonym markerem „zrobione”. Pod zdjęciem oraz imieniem i nazwiskiem podane były inne informacje, zaczęłam ogólnikowo sunąć wzrokiem po tekście. 
„Zlecenie: Aidan Green” „Nazwisko: Clark, Imię: Zoe, Wiek: 16, Rodzice: Clark Adam i Marie” „Związek z Jonathanem Becknettem”
Nie pojęłam ani słowa. Przewróciłam kartkę. Kolejne zdjęcie, podpisane w takim samym schemacie, zlecenie otrzymał ten sam Aidan, tym razem dziewczyna nazywała się Emily i miała tylko piętnaście lat, wpisane były imiona rodziców oraz krótka informacja o związku z Jonathanem Becknettem. Kartki miały ten sam schemat, zmieniali się tylko ludzie wpisani przy zleceniu, i zdjęcia postaci. Każda miała jakiś związek z Jonathanem Becknettem. Większość ludzi była oznaczona jako „zrobieni”. Przewróciłam kolejną stronę. Na jej widok wciągnęłam powietrze z głośnym sykiem. Ze zdjęcia patrzył na mnie Niall, uśmiechał się nieśmiało a na jego policzku występował rumieniec. Na fotografii stał koło samochodu z rękami w kieszeniach kurtki. Dzień musiał być zimny. 
„Zlecenie: Primrose Devil” 
Zadrżałam. Obleciał mnie strach, nie byłam tylko pewna czego się boję. 
„Nazwisko: Horan, Imię: Niall, Wiek: 19, Rodzice: Gallagher Maura i Becknett Jonathan” 
„Związek z Jonathanem Becknettem”
Przyznam, że przez chwilę czytając te papiery przeszło mi przez myśl, że Jonathan Becknett był biseksualnym ciulem, aczkolwiek nie posądziłabym Niall’a o związek z facetem, bynajmniej nie z takim który zapisany jest jako jego ojciec. 
Ani razu nie wspomniał o swojej rodzinie, ani słowem. Mówił tylko o mamie, dobrze wspominał ją z dzieciństwa. Kim do cholery jest ojciec Niall’a że za związek z nim grozi śmierć?
Pozostała jeszcze jedna strona. Odwróciłam ją i niemalże się udławiłam. 
Uśmiechałam się do siebie tajemniczo z czarno białego zdjęcia. Ami zrobił je na tydzień przed tym kiedy dostałam zlecenie. Pod zdjęciem pisało jedynie „Primrose Devil, Rodzice: Devils".



Jestem słowna i któregoś dnia to skończę. A tymczasem
jeśli ktoś jeszcze to czyta niech w jakikolwiek sposób mnie
o tym zawiadomi, będę dozgonnie wdzięczna Xx