środa, 19 września 2012

Chapter 2

Perspektywa Primrose
Ami odprowadzał mnie do domu po skończonych lekcjach. Dużo się śmialiśmy, trochę też sprzeczaliśmy, jak zwykle. Wyznałam mu, że podoba mi się Ethan Parker, jeden z popularniejszych chłopaków w szkole. To był pierwszy i ostatni raz kiedy się zauroczyłam, kiedy czułam coś miłego na widok przedstawiciela płci męskiej. Nie mówię o samym zakochaniu, ale o możliwości darzenia kogoś silną przyjaźnią. Ethan okazał się jednak pomyłką, ponieważ przyznał się do swojej odmiennej orientacji seksualnej, po czym zmienił szkołę. Jako czternastolatka nie byłam kochliwa, od tamtego czasu nic się nie zmieniło. Wracając do tamtego dnia, Ami mnie wyśmiał i powiedział, że chłopcy są nie dla mnie, ja wzięłam sobie jego słowa do serca. Potem dowiedziałam się, że rodzice zginęli. Wtedy już się nie śmiałam.

Dzisiejsze popołudnie należało do takich, których nie doświadczałam za często. Ha, których nie doświadczałam nigdy. Uczucia które mi towarzyszyły były dla mnie nowością, nie znałam ich wcześniej, może dlatego, że nie otaczałam się zbyt wieloma ludźmi przy których mogłabym doznać jakiś refleksji, czy właśnie poczuć coś nowego. Ami, Rosalie i Mazzie oraz Gertrude i Liam - tak naprawdę nie znałam nikogo poza nimi. Spędziłam miłe dwie godziny w towarzystwie miłego chłopaka przy którym czułam się niesamowicie swobodnie i z którym mogłabym się zaprzyjaźnić gdyby nie to, że za tydzień muszę go zabić. Ten fakt uświadomiłam sobie dopiero po naszym rozstaniu. Dopiero po tym jak zjedliśmy wysokokaloryczne ciastka w Toffies, wymieniliśmy się numerami telefonu, obiecaliśmy sobie kolejne spotkanie i stwierdziliśmy, że bardzo dobrze, że się poznaliśmy. Musiałam się nim zainteresować na niby, spotkanie czy dwa by nie zaszkodziło.
Problem tkwił w tym, że po rozmowie z blondynem "na niby" zaginęło gdzieś w głębi mnie i powróciło również dopiero po rozstaniu.
Irlandczyk okazał się być wesoły, pogodny, emanujący niezwykłą pogodą ducha i bijącą na kilometr szczerością i delikatnością. Szef chyba nie mógł mi bardziej dowalić.
               
                Ciche stukanie w szybę najpierw odrobinę mnie przestraszyło, po ułamku sekundy podniosłam się jednak z łóżka wiedząc co oznacza. Przekręciłam klamkę i rozsunęłam duże, przeszklone drzwi, wpuszczając do pokoju chłodne, wieczorne powietrze i Gertrude. Szczupła szatynka z gracją przeszła przez mój pokój i usadowiła się na łóżku podciągając nogi pod brodę. Sierpniowy wiatr podwiał do góry firankę lekko smagając moje włosy, do połowy zasunęłam drzwi i ruszyłam w stronę szatynki. Usiadłam obok.
- Zmyłaś się. – Stone zabrała głos – Nie weszłaś do Liama, później nigdzie Cię nie było. Niall też zniknął. – oznajmiła spokojnie. Poczułam, że na moje policzki występuje rumieniec, choć nie miał do tego najmniejszego prawa.
- Ja… Po prostu… - zabrakło mi słów na wyjaśnienie zaistniałej sytuacji. Przyszłam tam ze Stone i jej chłopakiem, a bez ich wiedzy ulotniłam się z przyjacielem Payne. Nie dałam znaku życia. To mogło być poniekąd bezczelne, jednak Gerty mnie znała. – Przepraszam. W końcu zdecydowałam się tam pójść, a w ostatniej chwili uciekłam. Może poznawanie kogokolwiek nie jest dla…
- Przestań kłamczuchu, zamiast za przeproszeniem pieprzenia o tym, że poznawanie ludzi nie jest dla ciebie powiedz mi jakim cudem, gdzie i dlaczego byłaś z Horanem. Nie rób z siebie ofiary losu do cholery. Tkwisz w tym bagnie, to cię niszczy, robi ci jakieś pranie mózgu. Ograniczasz się tylko do tej bandy zagubionych dzieciaków. Przepraszam, że to mówię, ale to prawda. – "pieprzenie" padło z ust Gertrude?
- Nic o tym nie wiesz, nie wiesz jacy są, dlaczego tam należą. Są dużo twardsi od kogokolwiek, dlatego, że dużo więcej przeszli. Ja też taka jestem, jestem taka jak oni…
- Ograniczanie się do nich i w mawianie sobie, że też taka jesteś jest ci na rękę. Nie musisz przed nikim ukrywać czegoś czego się wstydzisz, nie musisz martwić się, że wyjdziesz na prostą. – duszyczka siedząca obok emanowała irytującym wręcz spokojem. W tej chwili patrzyła mi w oczy w których widać było złość i smutek.  
- Niczego sobie nie wmawiam. – rzuciłam sucho.
- Czyżby? Znam Cię Prim, nigdy nie będziesz kimś takim jak oni. Masz sumienie, dobre serce. Nie jesteś zła. Może… Może istnieje szansa, żebyś z tym zerwała i…
- Nie, żadna taka szansa nie istnieje i wątpię żeby kiedykolwiek się pojawiła. – nie dałam jej skończyć. Przyjaciółka westchnęła.
- Nieważne, zapomnij. Odpowiedz w takim razie na pytanie związane z Niall ‘em. – na dźwięk jego imienia przeszedł mnie lekki dreszcz. Nie było sensu kłamać, ani też mówić prawdy.
- Wpadliśmy na siebie w dość dziwny sposób, wyszliśmy na ciastko, było fajnie. Nic wielkiego. – spuściłam wzrok.
- I jak mam nie być podejrzliwa? Nagle się nimi zainteresowałaś, wyszłaś na randkę z Horanem, w dodatku usilnie próbujesz wcisnąć sobie i mi jakiś kit. Jeszcze tylko nie wiem jaki.
- To nie była randka! Już nigdy więcej się z nim nie spotkam! – warknęłam.
Po łóżku rozeszły się wibracje mojego telefonu. Wzrok Stone, tak jak i mój powędrował do wyświetlacza. Połączenie przychodzące od Niall ‘a Horana, chłopak po prostu nie mógł sobie wybrać lepszej chwili na dzwonienie. Szatynka prychnęła.
- Nigdy więcej? – spojrzała na mnie z pobłażaniem – Nie zrozum mnie źle. Niall to dobry chłopak, cieszę się, że w końcu się przełamałaś, ale on nie jest dla ciebie. Ufam ci, ale to do prawdy jest podejrzliwe. – mimo tego, że Gerty w trzy czwartej miała świętą rację jej słowa mnie zabolały.
- Wynoś się Stone. – powiedziałam tylko.
- Co proszę? – rozszerzyła oczy. Nigdy nie odezwałam się do niej w ten sposób.
- Skoro dobrzy ludzie nie są dla mnie to mój pokój niewątpliwie nie jest miejscem dla ciebie. Wynoś się, już. – podciągnęłam kolana pod brodę i wbiłam wzrok w ścianę. Telefon przestał dzwonić. Przez kilka sekund czułam obecność przyjaciółki obok mnie, potem łóżko zaskrzypiało, od podłogi odbił się dźwięk jej cichych kroków, drzwi niemalże bezgłośnie rozsunęły się, a potem zasunęły. Zostałam sama. Nie miałam wyrzutów sumienia. Byłam na nią zła.
~*~

                Powoli wybudzałam się z głębokiego snu. Pamiętałam, że wieczorem trochę płakałam i bolała mnie głowa na którą w tej chwili oddziaływały wibracje telefonu leżącego pod poduszką. Leniwie sięgnęłam pod nią ręką chwytając nagrzane urządzenie.
Godzina 09:54, dzwonił Niall. Dotknęłam palcem ekranu odbierając.
 - Hallo? – powiedziałam głosem kogoś kto właśnie został obudzony.
- Spałaś? – zapytał głosem ktoś przepełnionego radością.
- Ludzie zazwyczaj robią to w nocy. Jeśli pytasz czy mnie obudziłeś, to tak, ale nie przejmuj się, wyspałam się. Przepraszam,  że wczoraj nie odebrałam ani nie odzwoniłam. Była u mnie Gertrude, musiałam jej jakoś wytłumaczyć dlaczego zniknęłam z waszego domu równo z tym jak ty też gdzieś się zapodziałeś. – uśmiechnęłam się pod nosem.
- Nie ma problemu. Chcesz może dzisiaj też gdzieś ze mną zniknąć? – uśmiech poszerzył się.
- Znowu będziemy podtuczać się w Toffies? – z głośnika doszedł mnie cichy śmiech.
- Będziemy robić co ci tylko dusza zapragnie.  Zacząć możemy od śniadania w Nandos.
- W takim razie o której się zobaczymy? – wyskoczyłam spod ciepłej kołdry stopy wsuwając w puszyste pantofle.
- Ile czasu zajmuje ci przejście z łóżka do drzwi frontowych? – zapytał podchwytliwe.
- Słucham? – przystanęłam zdezorientowana.
- Wyciągnąłem od Liama twój adres, nie pogniewasz się prawda? – niemalże z prędkością światła pokonałam odległość dzielącą mój pokój, a wejście do domu. Wszystko wskazywało na to, że Olivia od wczoraj nie wróciła, tym lepiej. Pchnęłam drzwi, wpuszczając do środka poranne promienie słońca oraz widok na uśmiechniętego od ucha do ucha blondyna.
- Cholerny Payne. – mruknęłam. – Jasne, że się nie pogniewam, wejdź. – dodałam głośniej. Horan przekroczył próg, zatrzasnęłam drzwi, wyminęłam go i poszłam do kuchni. Słyszałam jego kroki za sobą. Energicznie odwróciłam się widząc zawalony do granic możliwości zlewozmywak, starałam się go zakryć sobą. Prawie nikt tu nie przychodził... nigdy. Dopiero teraz dostrzegłam panujący wokół bałagan. Niepozmywane naczynia, babskie pisemka Olivii na blacie, brudna popielniczka pełna petów. Kiedy ostatnio ktokolwiek tu sprzątał?
- Em. Przepraszam za bałagan, ale… no… Sprzątaczka stwierdziła, że za mało jej płacimy? – Niall zaśmiał się głośno usadawiając się na dębowym krześle.
- Daj spokój. Może zrezygnujemy z Nandos i zrobię ci śniadanie? – blondas energicznie podniósł się z krzesła i doskoczył do lodówki otwierając ją na oścież.
Butelka mleka, spleśniały ser, kilka mrożonek. Poczułam, że się rumienie.
- Nandos. - rzekliśmy równocześnie wybuchając śmiechem.

~*~
               
                Położyłam się obok niego na pachnącej, zielonej trawie. Słońce mocno świeciło mi w oczy. Moje ubranie było przemoczone do granic możliwości, tak jak i Niall ‘a który wciągnął mnie do jeziora w Hyde Parku, które teraz rozpościerało się przed nami w całej swojej krasie.
Sięgnęłam dłonią do jego twarzy i ściągnęłam z jego nosa okulary przeciwsłoneczne zakładając je sobie.
Koszulka, tak jak i pozostałe części garderoby przyległy do mnie i chyba nie miały najmniejszego zamiaru wyschnąć. Niezauważalnie przysunęłam się do blondyna układając głowę na jego wilgotnym torsie. Nie chciałam żeby ta chwila kiedykolwiek się skończyła, chciałam tylko wracać i wracać do momentu kiedy krzyknęłam, że nie potrafię pływać, a on z prędkością światła znalazł się przy mnie po czym znajdując się w jego objęciach lekko, o ironio, zatopiłam go. Zachowywaliśmy się jak dwójka, beztrosko bawiących się dzieciaków. W tej chwili również czułam się beztrosko, jak nigdy.
Śpiew ptaków, plusk wody, śmiechy spacerowiczów dochodzące z oddali, ciche podśpiewywanie blondyna zero miasta.
Poczułam dotyk jego dłoni na moich plecach, który mnie sparaliżował. Po ułamku sekundy wydał mi się jednak naturalny i na miejscu. 

Settle down with me
Cover me up
Cuddle me on
Lie down with me
And hold me in your arms
And your heart’s against me chest, your lips pressed to my neck
I’m falling for your eyes, but they don’t know me yet
And with a felling I’ll forget, I’m in love now…

- Niall? – przerwałam jego niemalże niesłyszalne, hipnotyzujące nucenie.
- Tak? – jego ręka pogładziła mnie lekko po plecach.
- Czy my… czy jesteśmy na randce? – moje pytanie zabrzmiało bardziej niż idiotycznie.
- Myślę… Nie, jestem pewien, że tak. – zaśmiał się cicho. – Już zapomniałem jak to jest być z kimś na randce, to miłe uczucie. Nie umawiałam się z nikim od czasów castingu w X-Factor. Mimo tego, że zyskałem uwagi dziewczyn żadna przez te dwa lata nie przyciągnęła mojej… - serce podskoczyło mi do gardła.
- To najmilszy dzień jaki przeżyłam odkąd pamiętam. Dziękuję ci. – wygodniej ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej wsłuchując się w równomierne bicie jego serca.

Kiss me like you wanna be loved
You wanna be loved
You wanna be loved
This feels like falling in love
Falling in love
We’re falling in love*

"Na niby" zatonęło gdzieś w jeziorze.

Perspektywa Ami ‘ego
Prim: Zaraz będę. Mogłeś wybrać, jakieś bliżej położone miejsce, uparłeś się na tą starą budę, teraz nie narzekaj.
Me: Mam sentyment do tej starej budy. Pośpiesz się x
Prim: To nie ja prowadzę metro, sry. O, właśnie się zatrzymuję. Będę za pięć minut xx

Oparłem się o stary dąb rosnący na przestrzennych błoniach szkoły podstawowej do której uczęszczałem wraz z Prim sto lat temu. Pod tym dębem spędzaliśmy razem długie przerwy, pod tym dębem pobiłem cienkiego Ethan ‘a Parkera, ponieważ bałem się, że zabierze mi przyjaciółkę. Patrząc na to z perspektywy czasu zdawało się to śmieszne, aczkolwiek dziś mając świadomość, że Primrose pali się do przyjaźni z kimś innym płci męskiej postąpiłbym tak samo. Wciągając ją do gangu prawdopodobnie postawiłem się w najbezpieczniejszej sytuacji.
Przymknąłem lekko oczy cofając się w czasie. Lubiłem przypominać sobie wydarzenia kiedy ja i Prim byliśmy zżyci ze sobą ponad wszystko, jak rodzeństwo. Im starci się stawaliśmy, tym bardziej inni byliśmy. Nie chciałem żeby tak się działo. Postanowienie na dziś: ponownie zbliżyć się do Devil. Zacząć od zaraz. Musiała wiedzieć, że wciąż ma i zawsze będzie miała we mnie przyjaciela. Właśnie wyświadczałem jej ogromną przysługę.

- Nie śpij! – usłyszałem ciepły krzyk. Rozwarłem powieki. Szła ku mnie od strony niewielkiej dziury w ogrodzeniu. – Czy przebywanie tu jest legalne? – zapytała z szerokim uśmiechem kiedy była już prawie obok mnie.
- Nie, pewnie nie. – zaśmiałem się. – Przeszkadza ci to? – zmarszczyłem czoło patrząc na szatynkę z rozbawieniem. Już dawno nie widziałem jej tak szczęśliwej. Może to dlatego, że zaproponowałem spotkanie? Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Skądże. Jesteśmy w gangu, jesteśmy źli i te sprawy. – przewróciła oczami usadawiając się na trawie tuż obok mnie. Do moich nozdrzy wdarł się zapach jej słodkich perfum, balsamu do ciała oraz po prostu, charakterystyczny przepiękny, uwodzący zapach Prim. Dziewczyna ułożyła głowę na moich udach i spojrzała w niebo, mrużąc przy tym oczy. Poczułem ciepło jej ciała i niewyjaśnioną wilgoć jej włosów. Zamrugałem gwałtownie tym samym wyrzucając z głowy nasuwające się myśli na temat kruchej istoty spoczywającej przede mną.
- Po trzech latach wciąż się nie przyzwyczaiłaś? – zapytałem przesuwając w palcach kosmyk jej włosów. Wzruszyła jedynie ramionami. – Czyli nie. Wiesz, że musisz to zrobić, prawda? Musisz zabić tego chłopaka… - spojrzałem z góry na jej twarz. Posmutniała. – Ale będzie dobrze Prim. – przełknąłem ślinę – Poznasz go, potem pójdzie jak z płatka, zobaczysz. Zabić kogoś to nic takiego. – ponownie kątem oka zbadałem jej twarz. Lekko odchyliła prawą powiekę i spojrzała na mnie z pobłażaniem.
- Zamknij się Ami. Przestań pieprzyć, poradzę sobie, mam czas. – gwałtownie się podniosła, objęła nogi rękami i oparła o pień sędziwego drzewa za nami. Czym takim wyprowadziłem ją z równowagi? Nigdy w życiu nie pojmę kobiet, tym bardziej tej tu.
- Martwię się o ciebie, po prostu. – musiałem jej jakoś dać do zrozumienia, że nie ma wyjścia. Za dobrze ją znałem, jeszcze by się rozmyśliła. Do tego dopuścić nie mogłem. Jeśli postawi się przed nią jasno fakt, że musi, to zrobi to… - Nie chcę żeby te twoje wszystkie kłopotliwe, często dające o sobie znać cechy charakteru to utrudniły. To nie jest byle co, Szefowi na tym zależy. Wiemy jaki jest kiedy czegoś chce, chłopak musi zginąć… - dziewczyna wydała z siebie jakiś niezidentyfikowany dźwięk pełen niedowierzania.
- A tobie do cholery dlaczego zależy żebym nie utrudniała sobie zadania? Jego rozumiem, może mieć jakieś chore powody… Ale z jakich przyczyn ty chcesz żebym popełniła jedno z najgorszych jak nie najgorsze przestępstwo? Przestańcie się wszyscy nadmiernie o mnie martwić! Dam sobie radę. – warknęła patrząc na mnie z ukosa. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że zepsułem jej humor. Moje postanowienie diabli wzięli.
- Chłopak musi zginąć. – powtórzyłem spokojnie.
- Bo? – fuknęła. Wzrok miała wbity w budynek znajdujący się daleko przed nami. Delikatnie ująłem jej twarz w dłonie i odwróciłem tak, aby patrzyła mi w oczy. W dużych, brązowych kryształkach złość tańczyła w duecie z zagubieniem.
- Bo nie chcę żeby zginął ktoś inny. – wyszeptałem. Przez chwilę wpatrywała się we mnie z zdezorientowaniem wymalowanym na twarzy. Po kilku sekundach, czy minutach jej źrenice poszerzyły się jednak ukazując niedowierzanie i pewien rodzaj strachu. Puściłem ją. Zrozumiała, osiągnąłem swój cel.

Perspektywa Primrose
                Metro zatrzymało się gwałtownie powodując, że każdy człowiek zajmujący miejsce zarówno siedzące jak i stojące przechylił się do przodu, a następnie opadł na swoje siedzenie, uderzył kogoś stojącego za nim, bądź po prostu przechylił się w tył. Podniosłam się z siedzenia na tyle wagonu i wyszłam przez rozsunięte drzwi na świeże powietrze. Znajdowałam się tylko kilka przecznic od jego domu, mogłam pokonać je spacerem w przeciągu 10 minut, bądź zmądrzeć i poczekać na przystanku na pojazd który zawiezie mnie do domu.
Jeśli dobrze zrozumiałam Ami ‘ego miałam niemałe powody do strachu.

                Pchnęłam drzwi, które ku mojemu zaskoczeniu okazały się być otwarte. Cicho zamknęłam je za sobą, przekręcając zamek. Zarzuciłam włosy na prawe ramię i prosto z holu weszłam do salonu kierując się na schody. Nie zważałam na to, że powinnam wcześniej użyć dzwonka bo przecież nikt mnie tu nie zna. Z telewizora dochodziły mnie dźwięki jakiegoś filmu. Od razu popatrzyłam w tamtą stronę sprawdzając czy to czasem nie Niall. Nie. Na kanapie siedziało dwóch… obejmujących się chłopaków? Jeden z nich podniósł głowę, nasze spojrzenia się spotkały. Starałam się przybrać jakiś naturalny wyraz twarzy, jednak na próżno, wciąż gapiłam się na nich ze zdziwieniem i rozbawieniem. Kędzierzawy – Harry jak kojarzyłam – posyłał mi pytające spojrzenie. Ten drugi, który niewątpliwie musiał być Louisem gapił się w telewizor i z ręką wygiętą pod dziwnym kątem bawił się włosami Stylesa.
- Ja… - przeniosłam wzrok na schody. – Jestem znajomą Niall ‘a. Drzwi były otwarte. – wyjaśniłam roztargniona i wciąż odrobinę rozbawiona zachowaniem chłopaków. Nikt nigdy nie nauczył mnie tolerancji, nie powinnam tego widzieć.
- Spoko. – Styles uśmiechnął się do mnie i energicznie odwrócił przodem do telewizora. Zanim wspięłam się po schodach zarejestrowałam jeszcze Harry ‘ego który oparł głowę na zagłębieniu szyi szatyna.

Nacisnęłam klamkę drugich drzwi po prawej stronie i pchnęłam je energicznie do przodu. Uderzyłam o coś, co głośno jęknęło.
- Cholera jasna, Harry?! – spojrzałam w stronę z której dochodził wzburzony, irlandzki akcent. Przycisnęłam Horana do ściany. Wybuchłam głośnym śmiechem, co może i było kompletnie nie na miejscu, ale nie mogłam się powstrzymać. Delikatnie odciągnęłam drzwi od ściany i przymknęłam.
- Przepraszam, mogłam zapukać. – uśmiechnęłam się szeroko.
- Prim! – krzyknął Horan zamykając mnie w uścisku. – Nie ma za co, potraktujmy to jako rewanż. – zaśmiałam się obejmując go. – Co tu robisz? – puścił mnie. Rozejrzałam się wokół, ładny niewielki pokój pełny różnych mniej czy bardziej potrzebnych rzeczy. Na biurku stał laptop z otworzonym twitterem, talerz z kanapkami, na łóżku leżała gitara i jakiś notatnik. Za to pod meblem walały się elementy męskiej bielizny. Kąciki moich ust uniosły się ku górze.
- Stęskniłam się, a biorąc pod uwagę, że znam twój adres, stwierdziłam, że spędzę miły wieczór. –wzruszyłam ramionami. Blondyn uśmiechnął się od ucha do ucha i lekko pokręcił głową przeszywając mnie wzrokiem.
- Nie gap się tak. – mruknęłam. Usadowiłam się wygodnie na niedużym łóżku, przesuwając trochę instrument i zniszczony zeszyt zapisany pochylonym, tekstem. Moje oczy zarejestrowały słowa na górze strony: "Ta piosenka jest dla ciebie". Jak oparzona odwróciłam wzrok czując, że się rumienię. Napotkałam spojrzenie blondyna, wpatrywał się w moją dłoń która przed momentem stykała się z zeszytem, również był zaczerwieniony.
- Nie wyłapałam dużo. – uśmiechnęłam się nieśmiało. – Więc piszesz piosenki? – Horan powoli wracając do swojej naturalnej barwy podszedł do mnie i usiadł obok.
- Tak… To mi pomaga w wielu rzeczach. Cokolwiek mnie nie spodka, co się nie stanie, czego nie przeżyje… Nawet po zwykłym dniu spędzonym przed telewizorem, czy zatruci pokarmowym zdarza mi się napisać piosenkę. – zaśmiał się – Mam tego mnóstwo, większość to śmiecie, aczkolwiek dużo dla mnie znaczą.
- Coś jak taki pamiętnik? – kątem oka dostrzegłam, że chłopak nie spuszcza ze mnie wzroku.
- W wersji muzycznej. – spojrzałam na gitarę.
- Zagrasz mi coś? – energicznie zrzuciłam ze stóp czarne sandałki i weszłam cała na łóżko odwracając się twarzą do Horana. Chłopak zdawał się przez chwilę myśleć, po czym z tajemniczym uśmiechem nachylił się nade mną sięgając po brązową gitarę. Nasze ciała przez ułamek sekundy zetknęły się ze sobą, moje serce gwałtownie przyśpieszyło po czym znów zaczęło bić w normalnym tempie. Niall usiadł po turecku, wzrok wbił w łóżko, jego dłoń powoli zaczęła przesuwać się po strunach.

This is start of something beautiful
This is start of something new
You are the one who’d make me loose it all
You are the start of something new, ooh

And I’ll throw it all away
And watch you fall into my arms again
And I’ll throw it all away
Watch you fall, now

You are the earth that I stand upon
You are the words that I will sing**
               
Wydawało mi się, albo moje usta były rozwarte z wrażenia czy też zwykłego wzruszenia. Chyba nadinterpretowałam słowa które mi wyśpiewał, trafiły do mojego serca wywołując w nim zamieszanie. A nie powinny. Na pewno nie po to tu przyszłam.
Pieprzyć to po co tu przyszłam, zrobię to w swoim czasie, na razie nie było okazji i jej nie ma… Potrząsnęłam głową, wyrzucając z niej tym samym wszystkie czarne myśli aby nie psuć wyjątkowej chwili.
 Chłopak podniósł wzrok i spojrzał na mnie niewinnie.
- Masz tylko Sheerana w repertuarze? – zapytałam wesoła. Oparłam głowę na ścianie. Niall wyglądał na zdezorientowanego. – To było piękne. – dodałam już poważniej i ciszej. Blondas odstawił delikatnie gitarę.
- Wszystkie piosenki Ed ‘a są piękne. Koleś jest świetny, jako kumpel, jako idol. – przeczesał energicznie ręką czuprynę. Wbiłam w niego rozmarzony wzrok badając jego bladą twarz pokrytą lekkim rumieńcem.
- Niall?
- Tak? – przysunął się do mnie. Dzieliły nas milimetry, oparł się o ścianę w ten sam sposób co ja i po prostu się na mnie patrzył. Uciekłam do jego oczu tracąc wątek, ich zieleń zdawała się być płynna.
- Masz cudowny głos. Ta piosenka… - zaśmiałam się pod nosem, nie rozumiejąc do czego w ogóle ma prowadzić moja wypowiedź. – Głodna jestem.
- Moja lodówka jest pełna. Chodź – wyciągnął przed siebie rękę. Chwyciłam ją w taki sposób jakbym robiła to ciągle.
Wyszliśmy z pokoju Horana, następnie zeszliśmy po schodach wciąż trzymając się za ręce. W salonie mój wzrok badawczo powędrował na kanapę, wciąż tam byli. Szybko zmieniłam kierunek w jakim padało moje spojrzenie. Niall westchnął. Też na nich patrzył.
- Chodź… - pociągnął mnie szybko do jasnej, przestronnej kuchni. – To co jemy? – łapczywie potarł ręką o rękę otwierając dużą lodówkę. Wzruszyłam ramionami, naprawdę nie byłam jakoś specjalnie głodna.
- Zwykłe kanapki, sałatka, gotujemy coś? – posłał mi pytające spojrzenie. Podciągnęłam się i usiadłam na kuchennym blacie, tak jakbym była u siebie.
- Sałatka. – zmierzyłam kuchnię wzrokiem.
Uśmiechnęłam się spoglądając na krzątającego się blondyna, który wyciągał różną żywność z lodówki i z innych zakątków. Było mi niesamowicie przyjemnie, czułam się prawie tak jak u Gertrude. Różnica była taka, że to był Niall, robił coś specjalnie dla mnie z jakiś nieznanych pobudek. Znał mnie w końcu od wczoraj i większości o mnie nie wiedział. Ba, gdyby dowiedział się z jakim celem przyszłam tu pewnie by mnie znienawidził i wziął za nienormalną. Nie chciałam aby tak się stało, czułam, że mam w nim przyjaciela. Od dzisiejszego rannego spotkania mogłam go tak nazwać. Byłam z nim na randce, a teraz robił mi kolację.
Dlaczego miałabym się nie przywiązać? Czy to nie jest lepsze niż jedzenie z mrożonek serwowane codziennie, bądź nie, przez Olivie? Czy to nie lepsze niż oschli przyjaciele którzy chcą mnie stoczyć na dno?
Nie, nie i nie. Nie mogłam dać się zabić. To o tym mówił Ami, o moich zanadto dających o sobie znać uczuciach.
Uciekłam myślami od postaci Irlandczyka, szukając czegoś czym mogłabym chwilowo zaprzątnąć głowę. Mój wzrok znów stanął na kanapie w salonie którą stąd było widać wręcz idealnie.
- Czy oni są razem? – wypaliłam.
- Hm? – Niall podniósł głowę znad sałaty którą właśnie płukał. Skinęłam na wejście do pokoju obok.
- Są razem? – wzrok Horana powędrował w tym samym kierunku co mój.
- Oni… cóż. Tak, może wydać ci się to dziwne, ale Harry i Louis to para idealna. – uśmiechnął się. – Jeśli ktoś nie wie czym jest miłość i jak ją sprecyzować powinien spędzić w ich towarzystwie chociażby kilka godzin, a będzie wiedział. Co więcej, będzie miał wrażenie, że nikt go nigdy nie pokocha tak jak oni pokochali siebie nawzajem. – przez ułamek sekundy zatrzymał na mnie jakby rozmarzone spojrzenie po czym wziął sałatę i dużą miskę na blat naprzeciw tego na którym siedziałam, po czym zaczął ją targać.
- Fascynujące. – mruknęłam – Homoseksualiści mnie zawsze odpychali, wydawali mi się śmieszni i obrzydliwi. Kiedy miałam czternaście lat pierwszy i ostatni raz zauroczyłam się w chłopaku, miał na imię Ethan. Mój przyjaciel mnie wyśmiał bo uważał, że chłopcy nie są dla mnie. Potem okazało się, że jest gejem, nie miałam wcześniej styczności z taką odmiennością. Nikt mnie jakoś nie nauczył tolerancji.
- Pierwszy i ostatni? – chłopak odwrócił się. – Przez… Ile masz lat? – zaśmiałam się.
- Przez cztery lata nie zwróciłam uwagi na żadnego chłopaka. – pomogłam mu.
- Do wczoraj. – blondyn uśmiechnął się triumfalnie. Rozbawiona zmarszczyłam czoło. – No co? Jak mogłaś nie zwrócić uwagi na kogoś kto z całej siły przypieprzył ci drzwiami, a na następny dzień wrzucił do jeziora? – równocześnie wybuchliśmy śmiechem.
- Do wczoraj. Odmieniłeś moje życie, Horan. – zsunęłam się z blatu podchodząc do niego aby pomóc mu przy kolacji.

          - Podasz mi ten średni nóż? – wskazał mi głową kierunek, po czym sam zaczął wybierać z koszyka stojącego przed nim pomidory.                                                        
- Mhm. – mruknęłam odwracając się. Na blacie na którym przed chwilą siedziałam stał stojak na noże, było ich dużo, większe mniejsze… Sięgnęłam po ten średni. Mój wzrok zatrzymał się na jego ostrzu. Lekko przejechałam po nim palcem, delikatnie go kalecząc. Cicho syknęłam szybko jednak tłumiąc ten dźwięk aby Niall go nie wyłapał. Nóż był ostry jak brzytwa…
Odwróciłam głowę, dyskretnie spoglądając na blondyna. Był w całości pochłonięty przyrządzaniem posiłku, chwilowo nie zwracał na mnie uwagi, więc to mogła być ta chwila.
Miałam narzędzie, ofiarę pod ręką i naprawdę mogłam to zrobić.
Serce zaczęło mi szalenie łomotać, przestałam słyszeć własne myśli. Zaczęłam się część, odwracając się powoli przodem do pleców Horana.
Posłałam nerwowe spojrzenie w stronę salonu. Telewizor wyłączony, Harry i Lou zniknęli.
To jest ta chwila. Muszę, muszę to zrobić jeśli chcę mieć zrujnowanego życia, o ile tylko ten czyn nie zrujnuje go w jeszcze większym stopniu niż zrobiłby to Szef gdybym nie wykonała jego polecenia.
Ścisnęłam mocniej rączkę noża, cicho przesuwając się do Irlandczyka.
W uszach mi szumiało, a przed oczami zrobiło się czarno. Dłoń w której trzymałam narzędzie zaczęła się pocić, przesunęłam je wyżej i złapałam mocniej. Poczułam jak końcówka ostrza rozcina mi skórę.
Nic nie widziałam, zrobiło mi się słabo. Szybko potrząsnęłam głową, aby odzyskać wzrok, myśli, determinację.
Nie mogę, nie mogę, nie mogę, nie mogę, nie mogę…
Nóż upadł z głośnym hukiem na podłogę. Ja niemalże spadłam wraz z nim.
- Prim? – potrząsnął mną. – Prim, wszystko w porządku?
- Mhm. – wyjąkałam cicho chwytając się kurczowo zranioną dłonią jego przedramienia.
- Cholera, krwawisz. – jasność widzenia wróciła, przed oczami zobaczyłam jego przestraszoną twarz.
- To nic takiego, ja tylko… Zrobiło mi się słabo, skaleczyłam się i… Ja nie chciałam. – wyszeptałam jeszcze mocniej ściskając rękę Irlandczyka.
- Cała się trzęsiesz. – oznajmił zamartwionym tonem.
- Ja tylko… Nie mogę. – oczy zaszły mi łzami.
- Ciii, jest okej. – poczułam silne, obejmujące mnie ramiona. Zakołysał mną lekko. Oparłam głowę na jego piersi zanosząc się jeszcze większym szlochem. Podniósł mnie i usadził na czymś, co spowodowało, że różnica wzrostu która nas dzieliła zmniejszyła się. – Jestem tu Prim, nie płacz. Jestem tu, pomogę Ci i nigdy nie zostawię. – chyba nawet nie wiedział jak bardzo sobie teraz ze mnie zakpił. Pociągnęłam nosem chowając się w jego ramionach.
Delikatnie błądził ręką po moich plechach powoli mnie uspakajając, poczułam się naprawdę bezpieczna. 

* Ed Sheeran - Kiss me
** Ed Sheeran - This

I mamy dwójkę z której jestem dumna :) Mam nadzieję,
że przypadnie wam do gustu i nie zniechęci do daleszego
czytania. Co to trójki, nie mam ani słówka, nie wiem czy
do środy się wyrobię, dodam chyba jak będę miała pewność
że ktoś to czyta i oczywiście jak napiszę. So, mam nadzieję,
że do szybkiego zobaczenia :* 

2 komentarze:

  1. No chyba nie! Spróbujesz mi zabić Niall'a to ja zabije Ciebie, jasne? Boże, Boże to kiedy On do niej przyszedł, kiedy leżeli nad jeziorem, kiedy razem robili kolację! Idealne, ale nie psuj tego za szybko, okej? Czekam na następny *-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialneee ,
    Boziuu brak słów , tyle się dzieje , ta chwila kiedy Prim z nożem w dłoni (eh eh ,czułam , że nie zabije go . I dobrze ! ).
    Piszesz znakomicie , fabuła oryginalna : z miłością nie przesadzasz i ze złem wręcz idealnie.
    Trzymam kciuki , żebyś miała czas i ochotę do następnych rozdziałów ! :* :D
    //Aśka :D

    OdpowiedzUsuń