Ami odprowadzał mnie do domu po skończonych lekcjach. Dużo się
śmialiśmy, trochę też sprzeczaliśmy, jak zwykle. Wyznałam mu, że podoba mi się
Ethan Parker, jeden z popularniejszych chłopaków w szkole. To był pierwszy i
ostatni raz kiedy się zauroczyłam, kiedy czułam coś miłego na widok
przedstawiciela płci męskiej. Nie mówię o samym zakochaniu, ale o możliwości
darzenia kogoś silną przyjaźnią. Ethan okazał się jednak pomyłką, ponieważ
przyznał się do swojej odmiennej orientacji seksualnej, po czym zmienił szkołę.
Jako czternastolatka nie byłam kochliwa, od tamtego czasu nic się nie zmieniło.
Wracając do tamtego dnia, Ami mnie wyśmiał i powiedział, że chłopcy są nie dla
mnie, ja wzięłam sobie jego słowa do serca. Potem dowiedziałam się, że rodzice
zginęli. Wtedy już się nie śmiałam.
Dzisiejsze popołudnie należało do
takich, których nie doświadczałam za często. Ha, których nie doświadczałam
nigdy. Uczucia które mi towarzyszyły były dla mnie nowością, nie znałam ich
wcześniej, może dlatego, że nie otaczałam się zbyt wieloma ludźmi przy których mogłabym doznać jakiś refleksji, czy właśnie poczuć coś nowego. Ami, Rosalie i Mazzie
oraz Gertrude i Liam - tak naprawdę nie znałam nikogo poza nimi. Spędziłam miłe
dwie godziny w towarzystwie miłego chłopaka przy którym czułam się niesamowicie
swobodnie i z którym mogłabym się zaprzyjaźnić gdyby nie to, że za tydzień
muszę go zabić. Ten fakt uświadomiłam sobie dopiero po naszym rozstaniu. Dopiero po tym jak zjedliśmy wysokokaloryczne ciastka w Toffies, wymieniliśmy
się numerami telefonu, obiecaliśmy sobie kolejne spotkanie i stwierdziliśmy, że
bardzo dobrze, że się poznaliśmy. Musiałam
się nim zainteresować na niby, spotkanie czy dwa by nie zaszkodziło.
Problem tkwił w tym, że po rozmowie z blondynem "na niby" zaginęło gdzieś w głębi mnie i powróciło również dopiero po rozstaniu.
Irlandczyk okazał się być wesoły, pogodny, emanujący
niezwykłą pogodą ducha i bijącą na kilometr szczerością i delikatnością. Szef
chyba nie mógł mi bardziej dowalić.
Ciche
stukanie w szybę najpierw odrobinę mnie przestraszyło, po ułamku sekundy
podniosłam się jednak z łóżka wiedząc co oznacza. Przekręciłam klamkę i
rozsunęłam duże, przeszklone drzwi, wpuszczając do pokoju chłodne, wieczorne
powietrze i Gertrude. Szczupła szatynka z gracją przeszła przez mój pokój i
usadowiła się na łóżku podciągając nogi pod brodę. Sierpniowy wiatr podwiał do
góry firankę lekko smagając moje włosy, do połowy zasunęłam drzwi i ruszyłam w stronę
szatynki. Usiadłam obok.
- Zmyłaś się. – Stone zabrała głos – Nie weszłaś do Liama,
później nigdzie Cię nie było. Niall też zniknął. – oznajmiła spokojnie. Poczułam,
że na moje policzki występuje rumieniec, choć nie miał do tego najmniejszego
prawa.
- Ja… Po prostu… - zabrakło mi słów na wyjaśnienie zaistniałej
sytuacji. Przyszłam tam ze Stone i jej chłopakiem, a bez ich wiedzy ulotniłam
się z przyjacielem Payne. Nie dałam znaku życia. To mogło być poniekąd
bezczelne, jednak Gerty mnie znała. – Przepraszam. W końcu zdecydowałam się tam
pójść, a w ostatniej chwili uciekłam. Może poznawanie kogokolwiek nie jest dla…
- Przestań kłamczuchu, zamiast za przeproszeniem pieprzenia
o tym, że poznawanie ludzi nie jest dla ciebie powiedz mi jakim cudem, gdzie i
dlaczego byłaś z Horanem. Nie rób z siebie ofiary losu do cholery. Tkwisz w tym
bagnie, to cię niszczy, robi ci jakieś pranie mózgu. Ograniczasz się tylko do
tej bandy zagubionych dzieciaków. Przepraszam, że to mówię, ale to prawda. – "pieprzenie" padło z ust Gertrude?
- Nic o tym nie wiesz, nie wiesz jacy są, dlaczego tam
należą. Są dużo twardsi od kogokolwiek, dlatego, że dużo więcej przeszli. Ja
też taka jestem, jestem taka jak oni…
- Ograniczanie się do nich i w mawianie sobie, że też taka
jesteś jest ci na rękę. Nie musisz przed nikim ukrywać czegoś czego się
wstydzisz, nie musisz martwić się, że wyjdziesz na prostą. – duszyczka siedząca
obok emanowała irytującym wręcz spokojem. W tej chwili patrzyła mi w oczy w których widać było
złość i smutek.
- Niczego sobie nie wmawiam. – rzuciłam sucho.
- Czyżby? Znam Cię Prim, nigdy nie będziesz kimś takim jak oni. Masz sumienie, dobre serce. Nie jesteś zła. Może… Może
istnieje szansa, żebyś z tym zerwała i…
- Nie, żadna taka szansa nie istnieje i wątpię żeby
kiedykolwiek się pojawiła. – nie dałam jej skończyć. Przyjaciółka westchnęła.
- Nieważne, zapomnij. Odpowiedz w takim razie na pytanie
związane z Niall ‘em. – na dźwięk jego imienia przeszedł mnie lekki dreszcz.
Nie było sensu kłamać, ani też mówić prawdy.
- Wpadliśmy na siebie w dość dziwny sposób, wyszliśmy na
ciastko, było fajnie. Nic wielkiego. – spuściłam wzrok.
- I jak mam nie być podejrzliwa? Nagle się nimi
zainteresowałaś, wyszłaś na randkę z Horanem, w dodatku usilnie próbujesz
wcisnąć sobie i mi jakiś kit. Jeszcze tylko nie wiem jaki.
- To nie była randka! Już nigdy więcej się z nim nie
spotkam! – warknęłam.
Po łóżku rozeszły się wibracje mojego telefonu. Wzrok Stone,
tak jak i mój powędrował do wyświetlacza. Połączenie przychodzące od Niall ‘a
Horana, chłopak po prostu nie mógł sobie wybrać lepszej chwili na dzwonienie. Szatynka prychnęła.
- Nigdy więcej? – spojrzała na mnie z pobłażaniem – Nie
zrozum mnie źle. Niall to dobry chłopak, cieszę się, że w końcu się
przełamałaś, ale on nie jest dla ciebie. Ufam ci, ale to do prawdy jest
podejrzliwe. – mimo tego, że Gerty w trzy czwartej miała świętą rację jej słowa
mnie zabolały.
- Wynoś się Stone. – powiedziałam tylko.
- Co proszę? – rozszerzyła oczy. Nigdy nie odezwałam się do
niej w ten sposób.
- Skoro dobrzy ludzie nie są dla mnie to mój pokój
niewątpliwie nie jest miejscem dla ciebie. Wynoś się, już. – podciągnęłam
kolana pod brodę i wbiłam wzrok w ścianę. Telefon przestał dzwonić. Przez kilka
sekund czułam obecność przyjaciółki obok mnie, potem łóżko zaskrzypiało, od
podłogi odbił się dźwięk jej cichych kroków, drzwi niemalże bezgłośnie
rozsunęły się, a potem zasunęły. Zostałam sama. Nie miałam wyrzutów sumienia.
Byłam na nią zła.
~*~
Powoli
wybudzałam się z głębokiego snu. Pamiętałam, że wieczorem trochę płakałam i
bolała mnie głowa na którą w tej chwili oddziaływały wibracje telefonu leżącego
pod poduszką. Leniwie sięgnęłam pod nią ręką chwytając nagrzane urządzenie.
Godzina 09:54, dzwonił Niall. Dotknęłam palcem ekranu
odbierając.
- Hallo? –
powiedziałam głosem kogoś kto właśnie został obudzony.
- Spałaś? – zapytał głosem ktoś przepełnionego radością.
- Ludzie zazwyczaj robią to w nocy. Jeśli pytasz czy mnie
obudziłeś, to tak, ale nie przejmuj się, wyspałam się. Przepraszam, że wczoraj nie odebrałam ani nie odzwoniłam.
Była u mnie Gertrude, musiałam jej jakoś wytłumaczyć dlaczego zniknęłam z
waszego domu równo z tym jak ty też gdzieś się zapodziałeś. – uśmiechnęłam się
pod nosem.
- Nie ma problemu. Chcesz może dzisiaj też gdzieś ze mną
zniknąć? – uśmiech poszerzył się.
- Znowu będziemy podtuczać się w Toffies? – z głośnika
doszedł mnie cichy śmiech.
- Będziemy robić co ci tylko dusza zapragnie. Zacząć możemy od śniadania w Nandos.
- W takim razie o której się zobaczymy? – wyskoczyłam spod
ciepłej kołdry stopy wsuwając w puszyste pantofle.
- Ile czasu zajmuje ci przejście z łóżka do drzwi
frontowych? – zapytał podchwytliwe.
- Słucham? – przystanęłam zdezorientowana.
- Wyciągnąłem od Liama twój adres, nie pogniewasz się
prawda? – niemalże z prędkością światła pokonałam odległość dzielącą mój pokój,
a wejście do domu. Wszystko wskazywało na to, że Olivia od wczoraj nie wróciła,
tym lepiej. Pchnęłam drzwi, wpuszczając do środka poranne promienie słońca oraz
widok na uśmiechniętego od ucha do ucha blondyna.
- Cholerny Payne. – mruknęłam. – Jasne, że się nie
pogniewam, wejdź. – dodałam głośniej. Horan przekroczył próg, zatrzasnęłam
drzwi, wyminęłam go i poszłam do kuchni. Słyszałam jego kroki za sobą.
Energicznie odwróciłam się widząc zawalony do granic możliwości zlewozmywak,
starałam się go zakryć sobą. Prawie nikt tu nie przychodził... nigdy.
Dopiero teraz dostrzegłam panujący wokół bałagan. Niepozmywane naczynia,
babskie pisemka Olivii na blacie, brudna popielniczka pełna petów. Kiedy
ostatnio ktokolwiek tu sprzątał?
- Em. Przepraszam za bałagan, ale… no… Sprzątaczka
stwierdziła, że za mało jej płacimy? – Niall zaśmiał się głośno usadawiając się
na dębowym krześle.
- Daj spokój. Może zrezygnujemy z Nandos i zrobię ci
śniadanie? – blondas energicznie podniósł się z krzesła i doskoczył do lodówki
otwierając ją na oścież.
Butelka mleka, spleśniały ser, kilka mrożonek. Poczułam, że
się rumienie.
- Nandos. - rzekliśmy równocześnie wybuchając śmiechem.
~*~
Położyłam
się obok niego na pachnącej, zielonej trawie. Słońce mocno świeciło mi w oczy. Moje
ubranie było przemoczone do granic możliwości, tak jak i Niall ‘a który
wciągnął mnie do jeziora w Hyde Parku, które teraz rozpościerało się przed nami
w całej swojej krasie.
Sięgnęłam dłonią do jego twarzy i ściągnęłam z jego nosa
okulary przeciwsłoneczne zakładając je sobie.
Koszulka, tak jak i pozostałe części garderoby przyległy do
mnie i chyba nie miały najmniejszego zamiaru wyschnąć. Niezauważalnie
przysunęłam się do blondyna układając głowę na jego wilgotnym torsie. Nie
chciałam żeby ta chwila kiedykolwiek się skończyła, chciałam tylko wracać i
wracać do momentu kiedy krzyknęłam, że nie potrafię pływać, a on z prędkością
światła znalazł się przy mnie po czym znajdując się w jego objęciach lekko, o
ironio, zatopiłam go. Zachowywaliśmy się jak dwójka, beztrosko bawiących się
dzieciaków. W tej chwili również czułam się beztrosko, jak nigdy.
Śpiew ptaków, plusk wody, śmiechy spacerowiczów dochodzące z
oddali, ciche podśpiewywanie blondyna zero miasta.
Poczułam dotyk jego dłoni na moich plecach, który mnie
sparaliżował. Po ułamku sekundy wydał mi się jednak naturalny i na
miejscu.
Settle down with me
Cover me up
Cuddle me on
Lie down with me
And hold me in your arms
And your heart’s against me chest, your lips
pressed to my neck
I’m falling for your eyes, but they don’t know
me yet
And with a felling I’ll forget, I’m in love
now…
- Niall? – przerwałam jego niemalże niesłyszalne,
hipnotyzujące nucenie.
- Tak? – jego ręka pogładziła mnie lekko po plecach.
- Czy my… czy jesteśmy na randce? – moje pytanie zabrzmiało
bardziej niż idiotycznie.
- Myślę… Nie, jestem pewien, że tak. – zaśmiał się cicho. –
Już zapomniałem jak to jest być z kimś na randce, to miłe uczucie. Nie
umawiałam się z nikim od czasów castingu w X-Factor. Mimo tego, że zyskałem
uwagi dziewczyn żadna przez te dwa lata nie przyciągnęła mojej… - serce
podskoczyło mi do gardła.
- To najmilszy dzień jaki przeżyłam odkąd pamiętam. Dziękuję
ci. – wygodniej ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej wsłuchując się w
równomierne bicie jego serca.
Kiss me like you wanna be loved
You wanna be loved
You wanna be loved
This feels like falling in love
Falling in love
We’re falling in love*
"Na niby" zatonęło gdzieś w jeziorze.
Perspektywa Ami ‘ego
Prim: Zaraz będę.
Mogłeś wybrać, jakieś bliżej położone miejsce, uparłeś się na tą starą budę, teraz nie
narzekaj.
Me: Mam sentyment
do tej starej budy. Pośpiesz się x
Prim: To nie ja
prowadzę metro, sry. O, właśnie się zatrzymuję. Będę za pięć minut xx
Oparłem się o stary dąb rosnący
na przestrzennych błoniach szkoły podstawowej do której uczęszczałem wraz z
Prim sto lat temu. Pod tym dębem spędzaliśmy razem długie przerwy, pod tym
dębem pobiłem cienkiego Ethan ‘a Parkera, ponieważ bałem się, że zabierze mi
przyjaciółkę. Patrząc na to z perspektywy czasu zdawało się to śmieszne,
aczkolwiek dziś mając świadomość, że Primrose pali się do przyjaźni z kimś innym płci męskiej postąpiłbym tak samo. Wciągając
ją do gangu prawdopodobnie postawiłem się w najbezpieczniejszej sytuacji.
Przymknąłem lekko oczy cofając się w czasie. Lubiłem
przypominać sobie wydarzenia kiedy ja i Prim byliśmy zżyci ze sobą ponad
wszystko, jak rodzeństwo. Im starci się stawaliśmy, tym bardziej inni byliśmy.
Nie chciałem żeby tak się działo. Postanowienie na dziś: ponownie zbliżyć się
do Devil. Zacząć od zaraz. Musiała wiedzieć, że wciąż ma i zawsze będzie miała
we mnie przyjaciela. Właśnie wyświadczałem jej ogromną przysługę.
- Nie śpij! – usłyszałem ciepły
krzyk. Rozwarłem powieki. Szła ku mnie od strony niewielkiej dziury w
ogrodzeniu. – Czy przebywanie tu jest legalne? – zapytała z szerokim uśmiechem
kiedy była już prawie obok mnie.
- Nie, pewnie nie. – zaśmiałem się. – Przeszkadza ci to? –
zmarszczyłem czoło patrząc na szatynkę z rozbawieniem. Już dawno nie widziałem
jej tak szczęśliwej. Może to dlatego, że zaproponowałem spotkanie? Uśmiechnąłem
się pod nosem.
- Skądże. Jesteśmy w gangu, jesteśmy źli i te sprawy. –
przewróciła oczami usadawiając się na trawie tuż obok mnie. Do moich nozdrzy
wdarł się zapach jej słodkich perfum, balsamu do ciała oraz po prostu,
charakterystyczny przepiękny, uwodzący zapach Prim. Dziewczyna ułożyła głowę na
moich udach i spojrzała w niebo, mrużąc przy tym oczy. Poczułem ciepło jej
ciała i niewyjaśnioną wilgoć jej włosów. Zamrugałem gwałtownie tym samym
wyrzucając z głowy nasuwające się myśli na temat kruchej istoty spoczywającej
przede mną.
- Po trzech latach wciąż się nie przyzwyczaiłaś? – zapytałem
przesuwając w palcach kosmyk jej włosów. Wzruszyła jedynie ramionami. – Czyli
nie. Wiesz, że musisz to zrobić, prawda? Musisz zabić tego chłopaka… -
spojrzałem z góry na jej twarz. Posmutniała. – Ale będzie dobrze Prim. –
przełknąłem ślinę – Poznasz go, potem pójdzie jak z płatka, zobaczysz. Zabić
kogoś to nic takiego. – ponownie kątem oka zbadałem jej twarz. Lekko odchyliła
prawą powiekę i spojrzała na mnie z pobłażaniem.
- Zamknij się Ami. Przestań pieprzyć, poradzę sobie, mam
czas. – gwałtownie się podniosła, objęła nogi rękami i oparła o pień sędziwego
drzewa za nami. Czym takim wyprowadziłem ją z równowagi? Nigdy w życiu nie
pojmę kobiet, tym bardziej tej tu.
- Martwię się o ciebie, po prostu. – musiałem jej jakoś dać
do zrozumienia, że nie ma wyjścia. Za dobrze ją znałem, jeszcze by się
rozmyśliła. Do tego dopuścić nie mogłem. Jeśli postawi się przed nią jasno
fakt, że musi, to zrobi to… - Nie chcę żeby te twoje wszystkie kłopotliwe,
często dające o sobie znać cechy charakteru to utrudniły. To nie jest byle co,
Szefowi na tym zależy. Wiemy jaki jest kiedy czegoś chce, chłopak musi zginąć…
- dziewczyna wydała z siebie jakiś niezidentyfikowany dźwięk pełen
niedowierzania.
- A tobie do cholery dlaczego zależy żebym nie utrudniała
sobie zadania? Jego rozumiem, może mieć jakieś chore powody… Ale z jakich przyczyn ty
chcesz żebym popełniła jedno z najgorszych jak nie najgorsze przestępstwo?
Przestańcie się wszyscy nadmiernie o mnie martwić! Dam sobie radę. – warknęła
patrząc na mnie z ukosa. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że
zepsułem jej humor. Moje postanowienie diabli wzięli.
- Chłopak musi zginąć. – powtórzyłem spokojnie.
- Bo? – fuknęła. Wzrok miała wbity w budynek znajdujący się
daleko przed nami. Delikatnie ująłem jej twarz w dłonie i odwróciłem tak, aby
patrzyła mi w oczy. W dużych, brązowych kryształkach złość tańczyła w duecie z
zagubieniem.
- Bo nie chcę żeby zginął ktoś inny. – wyszeptałem. Przez
chwilę wpatrywała się we mnie z zdezorientowaniem wymalowanym na twarzy. Po
kilku sekundach, czy minutach jej źrenice poszerzyły się jednak ukazując
niedowierzanie i pewien rodzaj strachu. Puściłem ją. Zrozumiała, osiągnąłem
swój cel.
Perspektywa Primrose
Metro
zatrzymało się gwałtownie powodując, że każdy człowiek zajmujący miejsce
zarówno siedzące jak i stojące przechylił się do przodu, a następnie opadł na
swoje siedzenie, uderzył kogoś stojącego za nim, bądź po prostu przechylił się
w tył. Podniosłam się z siedzenia na tyle wagonu i wyszłam przez rozsunięte
drzwi na świeże powietrze. Znajdowałam się tylko kilka przecznic od jego domu,
mogłam pokonać je spacerem w przeciągu 10 minut, bądź zmądrzeć i poczekać na
przystanku na pojazd który zawiezie mnie do domu.
Jeśli dobrze zrozumiałam Ami ‘ego miałam niemałe powody do
strachu.
Pchnęłam
drzwi, które ku mojemu zaskoczeniu okazały się być otwarte. Cicho zamknęłam je
za sobą, przekręcając zamek. Zarzuciłam włosy na prawe ramię i prosto z holu
weszłam do salonu kierując się na schody. Nie zważałam na to, że powinnam
wcześniej użyć dzwonka bo przecież nikt mnie tu nie zna. Z telewizora
dochodziły mnie dźwięki jakiegoś filmu. Od razu popatrzyłam w tamtą stronę
sprawdzając czy to czasem nie Niall. Nie. Na kanapie siedziało dwóch…
obejmujących się chłopaków? Jeden z nich podniósł głowę, nasze spojrzenia się
spotkały. Starałam się przybrać jakiś naturalny wyraz twarzy, jednak na próżno,
wciąż gapiłam się na nich ze zdziwieniem i rozbawieniem. Kędzierzawy – Harry
jak kojarzyłam – posyłał mi pytające spojrzenie. Ten drugi, który niewątpliwie
musiał być Louisem gapił się w telewizor i z ręką wygiętą pod dziwnym kątem
bawił się włosami Stylesa.
- Ja… - przeniosłam wzrok na schody. – Jestem znajomą Niall
‘a. Drzwi były otwarte. – wyjaśniłam roztargniona i wciąż odrobinę rozbawiona
zachowaniem chłopaków. Nikt nigdy nie nauczył mnie tolerancji, nie powinnam
tego widzieć.
- Spoko. – Styles uśmiechnął się do mnie i energicznie
odwrócił przodem do telewizora. Zanim wspięłam się po schodach zarejestrowałam
jeszcze Harry ‘ego który oparł głowę na zagłębieniu szyi szatyna.
Nacisnęłam klamkę drugich drzwi
po prawej stronie i pchnęłam je energicznie do przodu. Uderzyłam o coś, co
głośno jęknęło.
- Cholera jasna, Harry?! – spojrzałam w stronę z której
dochodził wzburzony, irlandzki akcent. Przycisnęłam Horana do ściany. Wybuchłam
głośnym śmiechem, co może i było kompletnie nie na miejscu, ale nie mogłam się
powstrzymać. Delikatnie odciągnęłam drzwi od ściany i przymknęłam.
- Przepraszam, mogłam zapukać. – uśmiechnęłam się szeroko.
- Prim! – krzyknął Horan zamykając mnie w uścisku. – Nie ma
za co, potraktujmy to jako rewanż. – zaśmiałam się obejmując go. – Co tu
robisz? – puścił mnie. Rozejrzałam się wokół, ładny niewielki pokój pełny
różnych mniej czy bardziej potrzebnych rzeczy. Na biurku stał laptop z
otworzonym twitterem, talerz z kanapkami, na łóżku leżała gitara i jakiś
notatnik. Za to pod meblem walały się elementy męskiej bielizny. Kąciki moich
ust uniosły się ku górze.
- Stęskniłam się, a biorąc pod uwagę, że znam twój adres,
stwierdziłam, że spędzę miły wieczór. –wzruszyłam ramionami. Blondyn uśmiechnął
się od ucha do ucha i lekko pokręcił głową przeszywając mnie wzrokiem.
- Nie gap się tak. – mruknęłam. Usadowiłam się wygodnie na
niedużym łóżku, przesuwając trochę instrument i zniszczony zeszyt zapisany
pochylonym, tekstem. Moje oczy zarejestrowały słowa na górze strony: "Ta
piosenka jest dla ciebie". Jak oparzona odwróciłam wzrok czując, że się
rumienię. Napotkałam spojrzenie blondyna, wpatrywał się w moją dłoń która przed
momentem stykała się z zeszytem, również był zaczerwieniony.
- Nie wyłapałam dużo. – uśmiechnęłam się nieśmiało. – Więc
piszesz piosenki? – Horan powoli wracając do swojej naturalnej barwy podszedł
do mnie i usiadł obok.
- Tak… To mi pomaga w wielu rzeczach. Cokolwiek mnie nie
spodka, co się nie stanie, czego nie przeżyje… Nawet po zwykłym dniu spędzonym
przed telewizorem, czy zatruci pokarmowym zdarza mi się napisać piosenkę. – zaśmiał się – Mam tego
mnóstwo, większość to śmiecie, aczkolwiek dużo dla mnie znaczą.
- Coś jak taki pamiętnik? – kątem oka dostrzegłam, że
chłopak nie spuszcza ze mnie wzroku.
- W wersji muzycznej. – spojrzałam na gitarę.
- Zagrasz mi coś? – energicznie zrzuciłam ze stóp czarne
sandałki i weszłam cała na łóżko odwracając się twarzą do Horana. Chłopak
zdawał się przez chwilę myśleć, po czym z tajemniczym uśmiechem nachylił się
nade mną sięgając po brązową gitarę. Nasze ciała przez ułamek sekundy zetknęły
się ze sobą, moje serce gwałtownie przyśpieszyło po czym znów zaczęło bić w
normalnym tempie. Niall usiadł po turecku, wzrok wbił w łóżko, jego dłoń powoli
zaczęła przesuwać się po strunach.
This is start of something beautiful
This is start of something new
You are the one who’d make me loose it all
You are the start of something new, ooh
And I’ll throw it all away
And watch you fall into my arms again
And I’ll throw it all away
Watch you fall, now
You are the earth that I stand upon
You are the words that I will sing**
Wydawało mi się, albo moje usta
były rozwarte z wrażenia czy też zwykłego wzruszenia. Chyba nadinterpretowałam
słowa które mi wyśpiewał, trafiły do mojego serca wywołując w nim zamieszanie. A nie powinny. Na pewno nie
po to tu przyszłam.
Pieprzyć to po co tu przyszłam, zrobię to w swoim czasie, na
razie nie było okazji i jej nie ma… Potrząsnęłam głową, wyrzucając z niej tym
samym wszystkie czarne myśli aby nie psuć wyjątkowej chwili.
Chłopak podniósł
wzrok i spojrzał na mnie niewinnie.
- Masz tylko Sheerana w repertuarze? – zapytałam wesoła.
Oparłam głowę na ścianie. Niall wyglądał na zdezorientowanego. – To było
piękne. – dodałam już poważniej i ciszej. Blondas odstawił delikatnie gitarę.
- Wszystkie piosenki Ed ‘a są piękne. Koleś jest świetny,
jako kumpel, jako idol. – przeczesał energicznie ręką czuprynę. Wbiłam w niego
rozmarzony wzrok badając jego bladą twarz pokrytą lekkim rumieńcem.
- Niall?
- Tak? – przysunął się do mnie. Dzieliły nas milimetry, oparł
się o ścianę w ten sam sposób co ja i po prostu się na mnie patrzył. Uciekłam
do jego oczu tracąc wątek, ich zieleń zdawała się być płynna.
- Masz cudowny głos. Ta piosenka… - zaśmiałam się pod nosem,
nie rozumiejąc do czego w ogóle ma prowadzić moja wypowiedź. – Głodna jestem.
- Moja lodówka jest pełna. Chodź – wyciągnął przed siebie
rękę. Chwyciłam ją w taki sposób jakbym robiła to ciągle.
Wyszliśmy z pokoju Horana,
następnie zeszliśmy po schodach wciąż trzymając się za ręce. W salonie mój
wzrok badawczo powędrował na kanapę, wciąż tam byli. Szybko zmieniłam kierunek
w jakim padało moje spojrzenie. Niall westchnął. Też na nich patrzył.
- Chodź… - pociągnął mnie szybko do jasnej, przestronnej
kuchni. – To co jemy? – łapczywie potarł ręką o rękę otwierając dużą lodówkę.
Wzruszyłam ramionami, naprawdę nie byłam jakoś specjalnie głodna.
- Zwykłe kanapki, sałatka, gotujemy coś? – posłał mi
pytające spojrzenie. Podciągnęłam się i usiadłam na kuchennym blacie, tak
jakbym była u siebie.
- Sałatka. – zmierzyłam kuchnię wzrokiem.
Uśmiechnęłam się spoglądając na krzątającego się blondyna,
który wyciągał różną żywność z lodówki i z innych zakątków. Było mi
niesamowicie przyjemnie, czułam się prawie tak jak u Gertrude. Różnica była
taka, że to był Niall, robił coś specjalnie dla mnie z jakiś nieznanych
pobudek. Znał mnie w końcu od wczoraj i większości o mnie nie wiedział. Ba,
gdyby dowiedział się z jakim celem przyszłam tu pewnie by mnie znienawidził i
wziął za nienormalną. Nie chciałam aby tak się stało, czułam, że mam w nim
przyjaciela. Od dzisiejszego rannego spotkania mogłam go tak nazwać. Byłam z
nim na randce, a teraz robił mi kolację.
Dlaczego miałabym się nie przywiązać? Czy to nie jest lepsze
niż jedzenie z mrożonek serwowane codziennie, bądź nie, przez Olivie? Czy to
nie lepsze niż oschli przyjaciele którzy chcą mnie stoczyć na dno?
Nie, nie i nie. Nie mogłam dać się zabić. To o tym mówił
Ami, o moich zanadto dających o sobie znać uczuciach.
Uciekłam myślami od postaci Irlandczyka, szukając czegoś
czym mogłabym chwilowo zaprzątnąć głowę. Mój wzrok znów stanął na kanapie w
salonie którą stąd było widać wręcz idealnie.
- Czy oni są razem? – wypaliłam.
- Hm? – Niall podniósł głowę znad sałaty którą właśnie
płukał. Skinęłam na wejście do pokoju obok.
- Są razem? – wzrok Horana powędrował w tym samym kierunku
co mój.
- Oni… cóż. Tak, może wydać ci się to dziwne, ale Harry i
Louis to para idealna. – uśmiechnął się. – Jeśli ktoś nie wie czym jest miłość
i jak ją sprecyzować powinien spędzić w ich towarzystwie chociażby kilka
godzin, a będzie wiedział. Co więcej, będzie miał wrażenie, że nikt go nigdy
nie pokocha tak jak oni pokochali siebie nawzajem. – przez ułamek sekundy
zatrzymał na mnie jakby rozmarzone spojrzenie po czym wziął sałatę i dużą miskę
na blat naprzeciw tego na którym siedziałam, po czym zaczął ją targać.
- Fascynujące. – mruknęłam – Homoseksualiści mnie zawsze
odpychali, wydawali mi się śmieszni i obrzydliwi. Kiedy miałam czternaście lat
pierwszy i ostatni raz zauroczyłam się w chłopaku, miał na imię Ethan. Mój
przyjaciel mnie wyśmiał bo uważał, że chłopcy nie są dla mnie. Potem okazało
się, że jest gejem, nie miałam wcześniej styczności z taką odmiennością. Nikt
mnie jakoś nie nauczył tolerancji.
- Pierwszy i ostatni? – chłopak odwrócił się. – Przez… Ile
masz lat? – zaśmiałam się.
- Przez cztery lata nie zwróciłam uwagi na żadnego chłopaka.
– pomogłam mu.
- Do wczoraj. – blondyn uśmiechnął się triumfalnie.
Rozbawiona zmarszczyłam czoło. – No co? Jak mogłaś nie zwrócić uwagi na kogoś
kto z całej siły przypieprzył ci drzwiami, a na następny dzień wrzucił do
jeziora? – równocześnie wybuchliśmy śmiechem.
- Do wczoraj. Odmieniłeś moje życie, Horan. – zsunęłam się z
blatu podchodząc do niego aby pomóc mu przy kolacji.
- Podasz mi ten średni nóż? – wskazał mi głową kierunek, po czym sam zaczął wybierać z koszyka stojącego przed nim pomidory.
- Mhm. – mruknęłam odwracając się. Na blacie na którym przed
chwilą siedziałam stał stojak na noże, było ich dużo, większe mniejsze…
Sięgnęłam po ten średni. Mój wzrok zatrzymał się na jego ostrzu. Lekko
przejechałam po nim palcem, delikatnie go kalecząc. Cicho syknęłam szybko
jednak tłumiąc ten dźwięk aby Niall go nie wyłapał. Nóż był ostry jak brzytwa…
Odwróciłam głowę, dyskretnie spoglądając na blondyna. Był w
całości pochłonięty przyrządzaniem posiłku, chwilowo nie zwracał na mnie uwagi,
więc to mogła być ta chwila.
Miałam narzędzie, ofiarę pod ręką i naprawdę mogłam to
zrobić.
Serce zaczęło mi szalenie łomotać, przestałam słyszeć własne
myśli. Zaczęłam się część, odwracając się powoli przodem do pleców Horana.
Posłałam nerwowe spojrzenie w stronę salonu. Telewizor wyłączony,
Harry i Lou zniknęli.
To jest ta chwila. Muszę, muszę to zrobić jeśli chcę mieć
zrujnowanego życia, o ile tylko ten czyn nie zrujnuje go w jeszcze większym
stopniu niż zrobiłby to Szef gdybym nie wykonała jego polecenia.
Ścisnęłam mocniej rączkę noża, cicho przesuwając się do Irlandczyka.
W uszach mi szumiało, a przed oczami zrobiło się czarno.
Dłoń w której trzymałam narzędzie zaczęła się pocić, przesunęłam je wyżej i
złapałam mocniej. Poczułam jak końcówka ostrza rozcina mi skórę.
Nic nie widziałam, zrobiło mi się słabo. Szybko potrząsnęłam
głową, aby odzyskać wzrok, myśli, determinację.
Nie mogę, nie mogę, nie mogę, nie mogę, nie mogę…
Nóż upadł z głośnym hukiem na podłogę. Ja niemalże spadłam
wraz z nim.
- Prim? – potrząsnął mną. – Prim, wszystko w porządku?
- Mhm. – wyjąkałam cicho chwytając się kurczowo zranioną
dłonią jego przedramienia.
- Cholera, krwawisz. – jasność widzenia wróciła, przed
oczami zobaczyłam jego przestraszoną twarz.
- To nic takiego, ja tylko… Zrobiło mi się słabo,
skaleczyłam się i… Ja nie chciałam. – wyszeptałam jeszcze mocniej ściskając
rękę Irlandczyka.
- Cała się trzęsiesz. – oznajmił zamartwionym tonem.
- Ja tylko… Nie mogę. – oczy zaszły mi łzami.
- Ciii, jest okej. – poczułam silne, obejmujące mnie
ramiona. Zakołysał mną lekko. Oparłam głowę na jego piersi zanosząc się jeszcze
większym szlochem. Podniósł mnie i usadził na czymś, co spowodowało, że różnica
wzrostu która nas dzieliła zmniejszyła się. – Jestem tu Prim, nie płacz. Jestem
tu, pomogę Ci i nigdy nie zostawię. – chyba nawet nie wiedział jak bardzo sobie
teraz ze mnie zakpił. Pociągnęłam nosem chowając się w jego ramionach.
Delikatnie błądził ręką po moich plechach powoli mnie
uspakajając, poczułam się naprawdę bezpieczna.
* Ed Sheeran - Kiss me
** Ed Sheeran - This
* Ed Sheeran - Kiss me
** Ed Sheeran - This
I mamy dwójkę z której jestem dumna :) Mam nadzieję,
że przypadnie wam do gustu i nie zniechęci do daleszego
czytania. Co to trójki, nie mam ani słówka, nie wiem czy
do środy się wyrobię, dodam chyba jak będę miała pewność
że ktoś to czyta i oczywiście jak napiszę. So, mam nadzieję,
że do szybkiego zobaczenia :*
No chyba nie! Spróbujesz mi zabić Niall'a to ja zabije Ciebie, jasne? Boże, Boże to kiedy On do niej przyszedł, kiedy leżeli nad jeziorem, kiedy razem robili kolację! Idealne, ale nie psuj tego za szybko, okej? Czekam na następny *-*
OdpowiedzUsuńGenialneee ,
OdpowiedzUsuńBoziuu brak słów , tyle się dzieje , ta chwila kiedy Prim z nożem w dłoni (eh eh ,czułam , że nie zabije go . I dobrze ! ).
Piszesz znakomicie , fabuła oryginalna : z miłością nie przesadzasz i ze złem wręcz idealnie.
Trzymam kciuki , żebyś miała czas i ochotę do następnych rozdziałów ! :* :D
//Aśka :D