Mój mózg tkwił jakby w szoku. W niesamowicie przyjemnym
szoku, z którego nie chciałam się wyzwolić. Pierwszy raz w życiu ktoś jednym uściskiem ofiarował
mi poczucie bezpieczeństwa, coś czego nigdy wcześniej nie zaznałam.
Właściwie w całym moim życiu często się bałam, nawet jeśli nie okazywałam
strachu bezpośrednio, zdecydowanie bałam się tej chorej sytuacji w której
tkwiłam. To, co działo się teraz było dla mnie jak przepiękny sen, sen na jawie,
który w każdej chwili mógł prysnąć i stać się największym koszmarem. Odgrywałam
w nim rolę zagubionej dziewczynki, on za to był kimś jak książę z bajki, który
chciał się mną zaopiekować i dać mi szczęście, o które absolutnie się nie
prosiłam i na które na pewno nie zasłużyłam. Cokolwiek z jego strony, kierowane
w stronę mojej osoby było ostatnią rzeczą której potrzebowałam aby przetrwać i wyjść z tego wszystkiego cało. Nie było cienia
nadziei aby mój sen zakończył się szczęśliwe.
Chłopak leżący obok mnie zmienił pozycje przeciągając się i mrucząc coś pod nosem przez sen, w
efekcie zostałam jeszcze bardziej opleciona wszelkimi jego kończynami i
pozbawiona szansy na jakikolwiek ruch, czy nawet swobodny oddech. Musiało mu być nie wygodnie, łóżko w
końcu było wąskie. Za oknem panował całkowity mrok, jedynie mała stróżka
światła z ulicznej latarni przedzierała się przez niedokładnie zasuniętą
zasłonę w oknie oświetlając małą część podłogi. Niewielki elektryczny zegarek
informował mnie, że mamy trzynaście minut po północy. Czas zdawał się płynąć w
żółwim tempie, wcale mi to nie przeszkadzało, jak dla mnie mógłby się nawet zatrzymać
w miejscu, o ile tylko ktoś odebrałby mi wszystkie złe myśli i pozwolił w pełni
cieszyć się zaistniałą chwilą.
Sama do końca nie wiem jak doszło do tego, że znaleźliśmy
się razem w łóżku, nie chciałam się też zastanawiać. Pragnęłam jedynie aby
następnego ranka okazało się to faktycznie snem, abym o tym nie pamiętała,
żebym nie czuła się przy tym głupim chłopaku bezpieczna i szczęśliwa i tak cholernie podekscytowana. To co robiłam było samobójstwem.
00:15 – nie było mowy abym choć na chwile zmrużyła oczy.
Odwróciłam głowę spoglądając na Niall’a, mimowolnie
uśmiechnęłam się widząc jego usta ułożone w wąską linię, zmierzwione włosy i
opadnięte powieki. Delikatnie, aby przypadkiem go nie obudzić chwyciłam jego
rękę którą przygniatał mnie do łóżka, uniosłam do góry i bezszelestnie się z
niego wymknęłam. W pokoju było duszno, na palcach podeszłam do okna aby je
uchylić. Mój wzrok powędrował w stronę zagraconego biurka, które chyba dawno
temu spotkało się ze stanem "porządek", i wyłowił w ciemności gruby zeszyt. Ten
sam zeszyt który wcześniej leżał na łóżku, zeszyt z piosenką. Coś krzyczało we mnie abym go wzięła. Nie chciałam wtargnąć w prywatność blondyna, ale jednak…
Nie, nie chciałam przeczytać słów piosenki. Nie przyszłam tu aby przez pół nocy
prowadzić wewnętrzne spory na temat moralności, przyszłam tu bo mam
zadanie do wykonania, a poznanie zdania Niall’a na mój temat może mi to
ułatwić.
Bądź znacznie utrudnić.
Posłałam szybkie spojrzenie w stronę łóżka. Blondyn spał jak
zabity, pewnie nawet gdyby wybuchł pożar nie obudziłby się i spłonąłby, a ja
miałabym czyste sumienie. Szybko potrząsnęłam głową, aby wyrzucić z niej tę
absurdalną myśl. Nie mogłam myśleć w
taki sposób, bynajmniej nie tej nocy. Mam jeszcze mnóstwo czasu, może
znajdzie się jakieś wyjście. Ponoć każdy człowiek, jak parszywym człowiekiem by
nie był zasługuje na odrobinę szczęścia, ja moje właśnie przeżywałam.
Musiałabym być naprawdę głupia aby sobie na nie nie pozwolić, ten jeden raz. Chwyciłam zeszyt i nie patrząc już w stronę
łóżka szybkim krokiem pokonałam odległość dzielącą mnie od drzwi. Uchyliłam je
lekko i wyjrzałam na korytarz. Ciemno. Od strony schodów również żadnego światła. Przestąpiłam przez próg i
najciszej jak potrafiłam zamknęłam za sobą drzwi i poprawiając wyciągnięty T-shirt Niall’a który służył mi za piżamę zeszłam po schodach. Byłam tu drugi
raz, jednak pamiętałam jak przez salon dotrzeć do kuchni. W jednej ręce wciąż
kurczowo ściskałam notatnik jakby zaraz miały mu wyrosnąć nogi i miałby uciec,
drugą ręką wymacałam włącznik światła. Zmrużyłam oczy gdy błysk lampy
rozświetlił kuchnię, rozejrzałam się wokoło. W duchu czułam się lekko
roztrzęsiona, tak jakbym była tu intruzem i zaraz miałam zostać przyłapana na
gorącym uczynku. Właściwie to nie tak bardzo mijało się z prawdą.
Podeszłam do dużego stołu, odsunęłam jedno krzesło i
opadałam na nie. Z dziwną fascynacją wbiłam wzrok w ciemnobrązową popękaną
okładkę zeszytu, pogładziłam go lekko, jakby był czymś niezwykle cennym. Kiedy
byłam młodsza również prowadziłam pamiętnik, nie taki jak ten, ale zapisywałam
w nim wspomnienia. Opisywałam prawie każdy dzień z dokładnymi detalami i
szczegółami, zwierzałam mu się do czasu aż nie dowiedział się o tym Ami.
Powiedział mi, że to śmieszne, marnować czas na pisanie o moim bzdurnym życiu,
więc przestałam. Gdybym miała opisać siebie w jednym, tylko jednym zdaniu,
powiedziałabym: łatwo mną manipulować. Przy Ami’m zawsze czułam się kimś,
czułam, że uczestniczę w czymś fajnym, a to sprawiło, że w z dnia na dzień coraz bardziej czuję
się nikim.
Otworzyłam.
Jestem Niall, kiedyś
nagram płytę, będę pracował z najfajniejszymi
ludźmi na świecie i
zagram na MSG.
Uśmiechnęłam się przejeżdżając palcem po słowach napisanych
czarnym długopisem, chyba dość dawno. Przerzuciłam kilka stron chłonąc wzrokiem
mniej lub bardziej sensowne tytuły piosenek, wyłapując takie jak Kurczak z Nandos, Nie mam czystych bokserek czy Liam
ma niestrawności. Starałam się zapamiętać to pochyłe, niestaranne pismo, z strony na
stronę coraz bardziej poznając chłopaka który przed momentem przygniatał mnie
swoim ciałem do łóżka. Straciłam rachubę czasu, chwilami gdy teksty stawały się bardziej
osobiste łapały mnie wyrzuty sumienia i ponownie zaczynałam rozważania czy
dobrze robię naruszając jego prywatność. Wtedy jednak, po odwróceniu strony
ujrzałam ten sam tytuł który rzucił mi się w oczy wczoraj. Piosenkę którą Niall
napisał o mnie, może nie koniecznie dla mnie, ale wiedziałam, że związana jest
ze mną. Wiedziałam to po sposobie jaki na mnie spojrzał gdy zorientował się, że coś z niej
wyłapałam. W środku mnie zaczęła rosnąć dziecięca wręcz ekscytacja, jakbym
zaraz miała dostać nową zabawkę.
Opanuj się, opanuj się, jesteś dorosłą dziewczyną, a to są
tylko głupie literki. Może nawet nie koniecznie miłe. Może się rozczarujesz.
Może się rozczaruję.
Co jeśli się rozczaruję?
Zamknęłam oczy, ręką zaczęłam gładzić kartkę papieru. Była
miła w dotyku, trochę szorstka, ale miła. Czy spotkałam się kiedykolwiek w
życiu z rozczarowaniem? Chyba wtedy kiedy w głębi duszy zorientowałam się, że
Olivia nigdy nie będzie taka jak mama. Tak, to zdecydowanie było rozczarowanie,
ale czy takie z jakim mogłam spotkać się teraz? Co tak właściwie spodziewałam
się przeczytać? Wyznanie miłosne po jednym dniu znajomości? Odpada. Jakiegoś
znaku, że może spodobałam się blondynowi, że polubił mnie tak jak ja jego? Czy
jeśli tak, to dobrze czy źle?
Bardzo źle.
Uchyliłam jedno oko, po czym znowu je zamknęłam. To co robiłam było zwyczajnie śmieszne. Zachowywałam się zabawnie. Zaśmiałam się cicho, znów
kładąc rękę na zeszycie.
Po prostu otworze oczy i to przeczytam, kilka godzin temu
chciałam go dźgnąć nożem kuchennym, a teraz boję się, że nie napisał o mnie
czegoś miłego. Po prostu to przeczytam.
- Prim? – podskoczyłam na krześle, tkwiłam w zbyt dużym
odrętwieniu aby zorientować się kto za mną stoi. Szybko zamknęłam zeszyt i
podniosłam się z miejsca, obracając się przodem do drzwi w których stał
kompletnie zdziwiony Liam. – Co robisz w mojej kuchni o pierwszej w nocy, do
cholery? – poczułam w środku dziwne uczucie, było mi głupio. Intruz
przyłapany.
- Ja… Musiałam się napić. Zaschło mi w gardle. –
wychrypiałam.
- Nie bliżej miałaś do swojej własnej? – uniósł jedną brew, w
tej chwili przyglądając mi się z lekkim rozbawieniem. Do swojej własnej… Co ja
tu robię? Powinnam być u siebie, powinnam wstać jutro w południe,
iść na obiad do pani Stone, a potem do późnej nocy siedzieć w obskurnym
magazynie za miastem planując jak zabić chłopaka na myśl o którym w tej chwili
w moim brzuchu tańczyło stado motylków. Powinnam wrócić późno do śmierdzącego fajkami
mieszkania, do kompletnie nieodpowiedzialnej ciotki która wciąż prowadziła
życie nastolatki.
- Tak. Właściwie masz racje. Powinnam być u siebie. –
odparłam z lekkim zaskoczeniem wciąż nie ruszając się z miejsca. Wzrok Liama
zmienił się na podejrzliwy, nie znał takiej mnie, znał tylko pewną siebie, głośną, roześmianą Primrose. Nie znał mnie która toczyła wewnętrzne walki które sprawiały,
że chciało mi się płakać. Nie znał mnie która walczyła o prawdę. Nie znał mnie
która walczyła o siebie. Nie znał mnie, po prostu mnie nie znał.
- Wszystko w porządku, Prim? – podszedł do mnie. Teraz
wyglądał na zatroskanego, zabawne jak wiele stanów ducha przemknęło już przez jego
twarz przez te kilka minut.
- Tak… Nie… Jest okej. – powiedziałam wciąż z pewnym
odrętwieniem.
- Możemy, nie wiem, pogadać? – zmarszczył czoło.
- Nie ma takiej potrzeby, Li. – sięgnęłam po zeszyt na stół.
– Oddam to i wracam tam gdzie powinnam być. To był błąd. – uśmiechnęłam się
odrobinę smutno, ruszyłam do przodu z chęcią wyminięcia szatyna, jednak ten
zastąpił mi drogę.
- Primrose, jest pierwsza w nocy, masz w ręce zeszyt z
piosenkami Niall’a który jest dla niego świętością, pierwszy raz zwróciłaś się
do mnie po imieniu, zachowujesz się inaczej niż zwykle, już nie wspominam o
tym, że nie mam pojęcia co tu robisz. – urwał. – Gerty wspomniała o waszej
kłótni. Porozmawiamy? Jeśli coś jest nie tak, pomogę ci. – utkwił we mnie
stanowcze spojrzenie.
- Zgoda. – odparłam bez głębszego zastanowienia. Tylko po co? Po co mam z nim rozmawiać? Obróciłam
się i ponownie zajęłam miejsce przy stole, Liam usiadł obok. Nigdy wcześniej
nie widziałam się z nim sam na sam, nigdy wcześniej z nim nie rozmawiałam,
nigdy wcześniej nie spodziewałam się, że Payne może z własnej woli chcieć
udzielać mi pomocy, ponieważ mimo iż ja go lubiłam, zawsze miałam wrażenie, że
ja, jako osoba nie przypadłam mu do gustu, toteż od razu rozgryzłam o co
chodzi. Gertrude wspominała mu o kłótni, najwidoczniej poprosiła go aby udzielił
mi jakiejś pomocy. Jedno jednak było pewnie, szatyn nie spodziewał się, że
zastanie mnie po północy przy stole w swojej własnej kuchni. Czułam się
dziwnie, spuściłam wzrok.
- Więc o czym chcesz rozmawiać? – wyszeptałam nieśmiało.
- Wyjaśnij mi co tu robisz, będę, hm... spokojniejszy. –
podniosłam wzrok, uśmiechał się lekko, aczkolwiek widocznie był zmartwiony.
- Ja… Boże, Liam, naprawdę nie wiem co mam ci powiedzieć,
tak mi głupio. – wypuściłam powietrze z płuc i spojrzałam mu w oczy. – Jesteś
chłopakiem mojej najlepszej przyjaciółki, jesteście jak jedna całość, ale czuje
się cholernie głupio. Polubiliśmy się z Niall’em i… Nie wiem nawet jak
wylądowaliśmy w tym głupim łóżku. – zarejestrowałam jak oczy Liama powiększają
się w skrajnym zaskoczeniu. – Nie, nie Payne, przestań! Nie tak, my po prostu
spaliśmy, nic więcej. Możesz mieć o mnie różną opinię, ale ja nigdy bym nie, no
wiesz… On chyba też, tak myślę. – wyjąkałam, a z szatyna wydobył się jakby
dźwięk ulgi. – Więc oto jak się tu znalazłam, coś jeszcze?
- Dlaczego to czytałaś? – wypalił wskazując skinięciem głowy
na zeszyt należący do blondyna.
- Z własnych egoistycznych powodów. – wypaliłam czując jak
się rumienię. – Proszę, nie powiesz mu? Odniosę to i pójdę, nie powinnam była,
po prostu nie chce żeby miał mnie za taką. – skinęłam na zeszyt. – Przez chwilę
poczułam się kimś, Li. Przez chwilę poczułam, że mogłabym być szczęśliwa.
- O co z tobą chodzi, Prim? – pytanie wytoczyło się z ust
szatyna, po jego minie stwierdziłam, że było bardzo spontaniczne. I bardzo
trafione, bo również często je sobie zadawałam, nawet jeśli nieświadomie. O co
ze mną chodziło? Kim byłam naprawdę? Jeśli nie mogłam się odnaleźć ani przy
Gerty ani przy Ami’m, kim byłam? Tkwiłam pomiędzy krzywdząc ludzi, tylko i wyłącznie
krzywdząc ludzi. Byłam w kropce.
- Pójdę już. – uśmiechnęłam się przelotnie, chwyciłam zeszyt
i szybkim krokiem wyszłam z kuchni, aby uniknąć odpowiedzi której nie znałam.
Pchnęłam drzwi do pokoju Niall’a, chłopak od mojego wyjścia
nawet nie zmienił pozycji, wyglądał nadzwyczaj spokojnie i bezbronnie. Przełknęłam
ślinę, szybko odwróciłam od niego wzrok, ponieważ po moim umyśle, ciele, sercu,
rozumie, każdej cząstce mnie przebiegł strach. Strach o chłopaka, który
zadeklarował mi, że wszystko będzie dobrze. Który chciał się mną zaopiekować.
Ponownie na niego spojrzałam. Dlaczego ci ludzie chcieli mu coś zrobić?
Dlaczego chcieli żebym to ja to zrobiła? Dlaczego podsunęli mi szczęście pod
nos? Tylko dlatego żeby zaraz mi je odebrać? Po moim policzku pociekła łza.
Ludzie mają miłe, fajne, ułożone życie, kochają się, mają pasje,
zainteresowania, wiedzą co dobre, a co złe, są szczęśliwi - ja muszę być nieudacznikiem. Ja muszę zacząć darzyć uczuciem kogoś kogo muszę zabić. Ja
muszę kogoś zabić. Odłożyłam zeszyt na jego miejsce. Nie mogłam tu zostać, nie
kiedy Liam mnie nakrył. Szybkim ruchem ściągnęłam z siebie koszulkę Niall’a i z
podłogi podniosłam swoją własną, wciągnęłam ją na siebie, następnie włożyłam
krótkie spodenki. Nie miałam ze sobą nic oprócz telefonu i drobnych na bilet na
metro. Nie chciałam stąd odchodzić, chciałam położyć się koło chłopaka, poczuć
na sobie jego ciężar i ciche rytmiczne bicie jego serca. Było mi tu
naprawdę dobrze. Odwróciłam się na pięcie, nie do końca byłam pewna co takiego
robię. Podeszłam do łóżka i bez wahania nachyliłam się nad nim. Odgarnęłam
włosy na bok aby nie łaskotały go po twarzy i złożyłam na jego ustach najdelikatniejszy z delikatnych pocałunków. Zamknęłam oczy starając się zapamiętać smak jego ust. Powoli
uniosłam głowę i odwróciłam się do drzwi.
- Primrose? - zaspany, chrapliwy głos doszedł mnie z kanapy.
– Gdzie idziesz? – serce zaczęło mi bić szybciej. Poczułam jednocześnie falę
ekscytacji i złości, wystarczająco utrudniał mi wyjście stad, musiał się
jeszcze budzić? Odwróciłam głowę w jego stronę, nieśmiało uśmiechając się w
ciemności. Chłopak mierzył we mnie pytającym spojrzeniem. – Nie wygłupiaj się,
chodź tu, jest środek nocy, wracaj do łóżka. – jęknęłam wewnątrz, jednak
nieugięcie stałam przy drzwiach nie mogąc wykrztusić słowa. – Proszę, chodź do
mnie. – uchylił rąbek kołdry, wskazując miejsce obok siebie.
- Przepraszam, Niall, muszę iść. Naprawdę. – wychrypiałam
czując, że w kącikach oczu zbierają mi się łzy. Co się ze mną działo? Nie
płakałam, nigdy.
- Proszę, Prim, nie odchodź. – ton głosu chłopaka był
niemalże błagalny. Może jednak piosenka by mnie nie rozczarowała? Mimowolnie, a
może i właśnie zgodnie z wolą, podeszłam do łóżka i opadłam na jego brzeg. Ręka
blondyna sięgnęła mojej. – Dlaczego idziesz?
- To wszystko… ten dzień, ta noc, to było najwspanialsze co
kiedykolwiek przeżyłam, naprawdę. – sięgnęłam ręką do jego policzka i lekko go
pogładziłam. – Ale naprawdę muszę już iść, jest późno, nikt nie wie gdzie
jestem, powinnam być w domu. Zadzwonię, jeszcze się zobaczymy. – uśmiechnęłam się
przepraszająco.
- Obiecujesz? – chłopak znacznie się do mnie zbliżył, czułam
na twarzy jego oddech.
- Obiecuję.
Teraz to on całował mnie. Całował mnie w taki sposób, że
zakręciło mi się w głowie.
~*~
Zgrzyt.
Jakieś głosy. Dzwonek telefonu, mojego telefonu. Było mi tak bardzo nie
wygonie, jak tylko nie wygodnie może być. Czułam się jakbym była połamana.
Otworzyłam oczy z cichym jękiem. Metro właśnie ruszyło. Cholera jasna. Zerwałam
się z ławki na równe nogi prawie upadając, nie czułam kilku części mojego ciała.
Mężczyzna w garniturze, wraz z towarzyszką przyglądał mi się z widocznym
współczuciem, nie zawróciłam sobie tym głowy. Na policzku czułam zaschnięte
łzy, nie pojechałam wieczorem do domu. Przed oczami stanął mi Niall, który był
tylko kilka przecznic stąd, tak blisko. Potrząsnęłam głową, próbując wyrzucić
go z pamięci, tak jakby w ogóle się dało, przyprawiając się o ból szyi. Telefon
znów zadzwonił.
- Tak? – rzuciłam zaspanym głosem.
- Możesz mi do cholery wyjaśnić gdzie jesteś i dlaczego nie ma cię tu gdzie być powinnaś?! –
odsunęłam telefon od ucha słysząc wręcz wrzask Olivii.
- Cześć, Oli, a ty o której wróciłaś do domu i kiedy
zauważyłaś, że mnie nie ma? – rzuciłam z przekąsem.
- Przypomnę ci, że jestem twoim opiekunem, nie odwrotnie, i mam
prawo wiedzieć gdzie jesteś! Nie muszę ci mówić kiedy wracałam do gównianego
domu. – warknęła.
- Gdyby, drogi opiekunie, moja osoba cokolwiek cię
obchodziła, nie dzwoniłabyś teraz, tylko wcześniej. – rozłączyłam się i z
powrotem opadłam na ławkę.
Dom odpadał, Gertrude odpadała, Ami odpadał,
Rose i Mazz odpadali, Niall odpadał. Gdzie mogłam iść? Pozostawała
mi stacja metra.
Wrzesień, październik, listopad, grudzień... Trochę mi to
zajęło, zapewne straciłam wszelkich czytelników, ale dodaję
z nadzieją, że znajdą się nowi, bądź starzy powrócą. Mam
zamiar dalej pisać o Primrose i Niall'u, rozdziały po prostu
nie będą dodawane jakoś regularnie.
Jeśli zostawicie po sobie komentarz wywołacie na mojej
twarzy uśmiech :)
Jejku... jednak opłacało się odświeżać zakładki. Ostatnio tak myślałam, czy pojawi się tutaj w końcu jakiś rozdział i się doczekałam. Mam nadzieję, ze dalej będziesz pisać, bo uwielbiam to opowiadanie ♥
OdpowiedzUsuńNo, no, no. Mi się podoba. Tylko spróbujesz chociażby zranić Niall'a i cię zabije, jasne? Informuj mnie :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle megaa *-* !
OdpowiedzUsuńTakie słodkie , pelne akcji .. :D
Ej czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały , omomom !
//Aśka . ;D