piątek, 25 stycznia 2013

Chapter 3


               Mój mózg tkwił jakby w szoku. W niesamowicie przyjemnym szoku, z którego nie chciałam się wyzwolić. Pierwszy raz w życiu ktoś jednym uściskiem ofiarował mi poczucie bezpieczeństwa, coś czego nigdy wcześniej nie zaznałam. Właściwie w całym moim życiu często się bałam, nawet jeśli nie okazywałam strachu bezpośrednio, zdecydowanie bałam się tej chorej sytuacji w której tkwiłam. To, co działo się teraz było dla mnie jak przepiękny sen, sen na jawie, który w każdej chwili mógł prysnąć i stać się największym koszmarem. Odgrywałam w nim rolę zagubionej dziewczynki, on za to był kimś jak książę z bajki, który chciał się mną zaopiekować i dać mi szczęście, o które absolutnie się nie prosiłam i na które na pewno nie zasłużyłam. Cokolwiek z jego strony, kierowane w stronę mojej osoby było ostatnią rzeczą której potrzebowałam aby przetrwać i wyjść z tego wszystkiego cało. Nie było cienia nadziei aby mój sen zakończył się szczęśliwe. 
                Chłopak leżący obok mnie zmienił pozycje przeciągając się i mrucząc coś pod nosem przez sen, w efekcie zostałam jeszcze bardziej opleciona wszelkimi jego kończynami i pozbawiona szansy na jakikolwiek ruch, czy nawet swobodny oddech. Musiało mu być nie wygodnie, łóżko w końcu było wąskie. Za oknem panował całkowity mrok, jedynie mała stróżka światła z ulicznej latarni przedzierała się przez niedokładnie zasuniętą zasłonę w oknie oświetlając małą część podłogi. Niewielki elektryczny zegarek informował mnie, że mamy trzynaście minut po północy. Czas zdawał się płynąć w żółwim tempie, wcale mi to nie przeszkadzało, jak dla mnie mógłby się nawet zatrzymać w miejscu, o ile tylko ktoś odebrałby mi wszystkie złe myśli i pozwolił w pełni cieszyć się zaistniałą chwilą.
Sama do końca nie wiem jak doszło do tego, że znaleźliśmy się razem w łóżku, nie chciałam się też zastanawiać. Pragnęłam jedynie aby następnego ranka okazało się to faktycznie snem, abym o tym nie pamiętała, żebym nie czuła się przy tym głupim chłopaku bezpieczna i szczęśliwa i tak cholernie podekscytowana. To co robiłam było samobójstwem.
00:15 – nie było mowy abym choć na chwile zmrużyła oczy.
Odwróciłam głowę spoglądając na Niall’a, mimowolnie uśmiechnęłam się widząc jego usta ułożone w wąską linię, zmierzwione włosy i opadnięte powieki. Delikatnie, aby przypadkiem go nie obudzić chwyciłam jego rękę którą przygniatał mnie do łóżka, uniosłam do góry i bezszelestnie się z niego wymknęłam. W pokoju było duszno, na palcach podeszłam do okna aby je uchylić. Mój wzrok powędrował w stronę zagraconego biurka, które chyba dawno temu spotkało się ze stanem "porządek", i wyłowił w ciemności gruby zeszyt. Ten sam zeszyt który wcześniej leżał na łóżku, zeszyt z piosenką. Coś krzyczało we mnie abym go wzięła. Nie chciałam wtargnąć w prywatność blondyna, ale jednak… Nie, nie chciałam przeczytać słów piosenki. Nie przyszłam tu aby przez pół nocy prowadzić wewnętrzne spory na temat moralności, przyszłam tu bo mam zadanie do wykonania, a poznanie zdania Niall’a na mój temat może mi to ułatwić.
Bądź znacznie utrudnić.
Posłałam szybkie spojrzenie w stronę łóżka. Blondyn spał jak zabity, pewnie nawet gdyby wybuchł pożar nie obudziłby się i spłonąłby, a ja miałabym czyste sumienie. Szybko potrząsnęłam głową, aby wyrzucić z niej tę absurdalną myśl. Nie mogłam myśleć w taki sposób, bynajmniej nie tej nocy. Mam jeszcze mnóstwo czasu, może znajdzie się jakieś wyjście. Ponoć każdy człowiek, jak parszywym człowiekiem by nie był zasługuje na odrobinę szczęścia, ja moje właśnie przeżywałam. Musiałabym być naprawdę głupia aby sobie na nie nie pozwolić, ten jeden raz.  Chwyciłam zeszyt i nie patrząc już w stronę łóżka szybkim krokiem pokonałam odległość dzielącą mnie od drzwi. Uchyliłam je lekko i wyjrzałam na korytarz. Ciemno. Od strony schodów również  żadnego światła. Przestąpiłam przez próg i najciszej jak potrafiłam zamknęłam za sobą drzwi i poprawiając wyciągnięty T-shirt Niall’a który służył mi za piżamę zeszłam po schodach. Byłam tu drugi raz, jednak pamiętałam jak przez salon dotrzeć do kuchni. W jednej ręce wciąż kurczowo ściskałam notatnik jakby zaraz miały mu wyrosnąć nogi i miałby uciec, drugą ręką wymacałam włącznik światła. Zmrużyłam oczy gdy błysk lampy rozświetlił kuchnię, rozejrzałam się wokoło. W duchu czułam się lekko roztrzęsiona, tak jakbym była tu intruzem i zaraz miałam zostać przyłapana na gorącym uczynku. Właściwie to nie tak bardzo mijało się z prawdą.
Podeszłam do dużego stołu, odsunęłam jedno krzesło i opadałam na nie. Z dziwną fascynacją wbiłam wzrok w ciemnobrązową popękaną okładkę zeszytu, pogładziłam go lekko, jakby był czymś niezwykle cennym. Kiedy byłam młodsza również prowadziłam pamiętnik, nie taki jak ten, ale zapisywałam w nim wspomnienia. Opisywałam prawie każdy dzień z dokładnymi detalami i szczegółami, zwierzałam mu się do czasu aż nie dowiedział się o tym Ami. Powiedział mi, że to śmieszne, marnować czas na pisanie o moim bzdurnym życiu, więc przestałam. Gdybym miała opisać siebie w jednym, tylko jednym zdaniu, powiedziałabym: łatwo mną manipulować. Przy Ami’m zawsze czułam się kimś, czułam, że uczestniczę w czymś fajnym, a to sprawiło, że w z dnia na dzień coraz bardziej czuję się nikim.
Otworzyłam.
Jestem Niall, kiedyś nagram płytę, będę pracował z najfajniejszymi
ludźmi na świecie i zagram na MSG.
Uśmiechnęłam się przejeżdżając palcem po słowach napisanych czarnym długopisem, chyba dość dawno. Przerzuciłam kilka stron chłonąc wzrokiem mniej lub bardziej sensowne tytuły piosenek, wyłapując takie jak Kurczak z Nandos, Nie mam czystych bokserek czy Liam ma niestrawności. Starałam się zapamiętać to pochyłe, niestaranne pismo, z strony na stronę coraz bardziej poznając chłopaka który przed momentem przygniatał mnie swoim ciałem do łóżka. Straciłam rachubę czasu, chwilami gdy teksty stawały się bardziej osobiste łapały mnie wyrzuty sumienia i ponownie zaczynałam rozważania czy dobrze robię naruszając jego prywatność. Wtedy jednak, po odwróceniu strony ujrzałam ten sam tytuł który rzucił mi się w oczy wczoraj. Piosenkę którą Niall napisał o mnie, może nie koniecznie dla mnie, ale wiedziałam, że związana jest ze mną. Wiedziałam to po sposobie jaki na mnie spojrzał gdy zorientował się, że coś z niej wyłapałam. W środku mnie zaczęła rosnąć dziecięca wręcz ekscytacja, jakbym zaraz miała dostać nową zabawkę.
Opanuj się, opanuj się, jesteś dorosłą dziewczyną, a to są tylko głupie literki. Może nawet nie koniecznie miłe. Może się rozczarujesz.
Może się rozczaruję.
Co jeśli się rozczaruję?
Zamknęłam oczy, ręką zaczęłam gładzić kartkę papieru. Była miła w dotyku, trochę szorstka, ale miła. Czy spotkałam się kiedykolwiek w życiu z rozczarowaniem? Chyba wtedy kiedy w głębi duszy zorientowałam się, że Olivia nigdy nie będzie taka jak mama. Tak, to zdecydowanie było rozczarowanie, ale czy takie z jakim mogłam spotkać się teraz? Co tak właściwie spodziewałam się przeczytać? Wyznanie miłosne po jednym dniu znajomości? Odpada. Jakiegoś znaku, że może spodobałam się blondynowi, że polubił mnie tak jak ja jego? Czy jeśli tak, to dobrze czy źle?
Bardzo źle.
Uchyliłam jedno oko, po czym znowu je zamknęłam. To co robiłam było zwyczajnie śmieszne. Zachowywałam się zabawnie. Zaśmiałam się cicho, znów kładąc rękę na zeszycie.
Po prostu otworze oczy i to przeczytam, kilka godzin temu chciałam go dźgnąć nożem kuchennym, a teraz boję się, że nie napisał o mnie czegoś miłego. Po prostu to przeczytam.
- Prim? – podskoczyłam na krześle, tkwiłam w zbyt dużym odrętwieniu aby zorientować się kto za mną stoi. Szybko zamknęłam zeszyt i podniosłam się z miejsca, obracając się przodem do drzwi w których stał kompletnie zdziwiony Liam. – Co robisz w mojej kuchni o pierwszej w nocy, do cholery? – poczułam w środku dziwne uczucie, było mi głupio. Intruz przyłapany.
- Ja… Musiałam się napić. Zaschło mi w gardle. – wychrypiałam.
- Nie bliżej miałaś do swojej własnej? – uniósł jedną brew, w tej chwili przyglądając mi się z lekkim rozbawieniem. Do swojej własnej… Co ja tu robię? Powinnam być u siebie, powinnam wstać jutro w południe, iść na obiad do pani Stone, a potem do późnej nocy siedzieć w obskurnym magazynie za miastem planując jak zabić chłopaka na myśl o którym w tej chwili w moim brzuchu tańczyło stado motylków. Powinnam wrócić późno do śmierdzącego fajkami mieszkania, do kompletnie nieodpowiedzialnej ciotki która wciąż prowadziła życie nastolatki.
- Tak. Właściwie masz racje. Powinnam być u siebie. – odparłam z lekkim zaskoczeniem wciąż nie ruszając się z miejsca. Wzrok Liama zmienił się na podejrzliwy, nie znał takiej mnie, znał tylko pewną siebie, głośną, roześmianą Primrose. Nie znał mnie która toczyła wewnętrzne walki które sprawiały, że chciało mi się płakać. Nie znał mnie która walczyła o prawdę. Nie znał mnie która walczyła o siebie. Nie znał mnie, po prostu mnie nie znał.
- Wszystko w porządku, Prim? – podszedł do mnie. Teraz wyglądał na zatroskanego, zabawne jak wiele stanów ducha przemknęło już przez jego twarz przez te kilka minut.
- Tak… Nie… Jest okej. – powiedziałam wciąż z pewnym odrętwieniem.
- Możemy, nie wiem, pogadać? – zmarszczył czoło.
- Nie ma takiej potrzeby, Li. – sięgnęłam po zeszyt na stół. – Oddam to i wracam tam gdzie powinnam być. To był błąd. – uśmiechnęłam się odrobinę smutno, ruszyłam do przodu z chęcią wyminięcia szatyna, jednak ten zastąpił mi drogę.
- Primrose, jest pierwsza w nocy, masz w ręce zeszyt z piosenkami Niall’a który jest dla niego świętością, pierwszy raz zwróciłaś się do mnie po imieniu, zachowujesz się inaczej niż zwykle, już nie wspominam o tym, że nie mam pojęcia co tu robisz. – urwał. – Gerty wspomniała o waszej kłótni. Porozmawiamy? Jeśli coś jest nie tak, pomogę ci. – utkwił we mnie stanowcze spojrzenie.
- Zgoda. – odparłam bez głębszego zastanowienia. Tylko po co? Po co mam z nim rozmawiać? Obróciłam się i ponownie zajęłam miejsce przy stole, Liam usiadł obok. Nigdy wcześniej nie widziałam się z nim sam na sam, nigdy wcześniej z nim nie rozmawiałam, nigdy wcześniej nie spodziewałam się, że Payne może z własnej woli chcieć udzielać mi pomocy, ponieważ mimo iż ja go lubiłam, zawsze miałam wrażenie, że ja, jako osoba nie przypadłam mu do gustu, toteż od razu rozgryzłam o co chodzi. Gertrude wspominała mu o kłótni, najwidoczniej poprosiła go aby udzielił mi jakiejś pomocy. Jedno jednak było pewnie, szatyn nie spodziewał się, że zastanie mnie po północy przy stole w swojej własnej kuchni. Czułam się dziwnie, spuściłam wzrok.
- Więc o czym chcesz rozmawiać? – wyszeptałam nieśmiało.
- Wyjaśnij mi co tu robisz, będę, hm... spokojniejszy. – podniosłam wzrok, uśmiechał się lekko, aczkolwiek widocznie był zmartwiony.
- Ja… Boże, Liam, naprawdę nie wiem co mam ci powiedzieć, tak mi głupio. – wypuściłam powietrze z płuc i spojrzałam mu w oczy. – Jesteś chłopakiem mojej najlepszej przyjaciółki, jesteście jak jedna całość, ale czuje się cholernie głupio. Polubiliśmy się z Niall’em i… Nie wiem nawet jak wylądowaliśmy w tym głupim łóżku. – zarejestrowałam jak oczy Liama powiększają się w skrajnym zaskoczeniu. – Nie, nie Payne, przestań! Nie tak, my po prostu spaliśmy, nic więcej. Możesz mieć o mnie różną opinię, ale ja nigdy bym nie, no wiesz… On chyba też, tak myślę. – wyjąkałam, a z szatyna wydobył się jakby dźwięk ulgi. – Więc oto jak się tu znalazłam, coś jeszcze?
- Dlaczego to czytałaś? – wypalił wskazując skinięciem głowy na zeszyt należący do blondyna.
- Z własnych egoistycznych powodów. – wypaliłam czując jak się rumienię. – Proszę, nie powiesz mu? Odniosę to i pójdę, nie powinnam była, po prostu nie chce żeby miał mnie za taką. – skinęłam na zeszyt. – Przez chwilę poczułam się kimś, Li. Przez chwilę poczułam, że mogłabym być szczęśliwa.
- O co z tobą chodzi, Prim? – pytanie wytoczyło się z ust szatyna, po jego minie stwierdziłam, że było bardzo spontaniczne. I bardzo trafione, bo również często je sobie zadawałam, nawet jeśli nieświadomie. O co ze mną chodziło? Kim byłam naprawdę? Jeśli nie mogłam się odnaleźć ani przy Gerty ani przy Ami’m, kim byłam? Tkwiłam pomiędzy krzywdząc ludzi, tylko i wyłącznie krzywdząc ludzi. Byłam w kropce.
- Pójdę już. – uśmiechnęłam się przelotnie, chwyciłam zeszyt i szybkim krokiem wyszłam z kuchni, aby uniknąć odpowiedzi której nie znałam.

Pchnęłam drzwi do pokoju Niall’a, chłopak od mojego wyjścia nawet nie zmienił pozycji, wyglądał nadzwyczaj spokojnie i bezbronnie. Przełknęłam ślinę, szybko odwróciłam od niego wzrok, ponieważ po moim umyśle, ciele, sercu, rozumie, każdej cząstce mnie przebiegł strach. Strach o chłopaka, który zadeklarował mi, że wszystko będzie dobrze. Który chciał się mną zaopiekować. Ponownie na niego spojrzałam. Dlaczego ci ludzie chcieli mu coś zrobić? Dlaczego chcieli żebym to ja to zrobiła? Dlaczego podsunęli mi szczęście pod nos? Tylko dlatego żeby zaraz mi je odebrać? Po moim policzku pociekła łza. Ludzie mają miłe, fajne, ułożone życie, kochają się, mają pasje, zainteresowania, wiedzą co dobre, a co złe, są szczęśliwi - ja muszę być nieudacznikiem. Ja muszę zacząć darzyć uczuciem kogoś kogo muszę zabić. Ja muszę kogoś zabić. Odłożyłam zeszyt na jego miejsce. Nie mogłam tu zostać, nie kiedy Liam mnie nakrył. Szybkim ruchem ściągnęłam z siebie koszulkę Niall’a i z podłogi podniosłam swoją własną, wciągnęłam ją na siebie, następnie włożyłam krótkie spodenki. Nie miałam ze sobą nic oprócz telefonu i drobnych na bilet na metro. Nie chciałam stąd odchodzić, chciałam położyć się koło chłopaka, poczuć na sobie jego ciężar i ciche rytmiczne bicie jego serca. Było mi tu naprawdę dobrze. Odwróciłam się na pięcie, nie do końca byłam pewna co takiego robię. Podeszłam do łóżka i bez wahania nachyliłam się nad nim. Odgarnęłam włosy na bok aby nie łaskotały go po twarzy i złożyłam na jego ustach najdelikatniejszy z delikatnych pocałunków. Zamknęłam oczy starając się zapamiętać smak jego ust. Powoli uniosłam głowę i odwróciłam się do drzwi.
- Primrose? - zaspany, chrapliwy głos doszedł mnie z kanapy. – Gdzie idziesz? – serce zaczęło mi bić szybciej. Poczułam jednocześnie falę ekscytacji i złości, wystarczająco utrudniał mi wyjście stad, musiał się jeszcze budzić? Odwróciłam głowę w jego stronę, nieśmiało uśmiechając się w ciemności. Chłopak mierzył we mnie pytającym spojrzeniem. – Nie wygłupiaj się, chodź tu, jest środek nocy, wracaj do łóżka. – jęknęłam wewnątrz, jednak nieugięcie stałam przy drzwiach nie mogąc wykrztusić słowa. – Proszę, chodź do mnie. – uchylił rąbek kołdry, wskazując miejsce obok siebie.
- Przepraszam, Niall, muszę iść. Naprawdę. – wychrypiałam czując, że w kącikach oczu zbierają mi się łzy. Co się ze mną działo? Nie płakałam, nigdy.
- Proszę, Prim, nie odchodź. – ton głosu chłopaka był niemalże błagalny. Może jednak piosenka by mnie nie rozczarowała? Mimowolnie, a może i właśnie zgodnie z wolą, podeszłam do łóżka i opadłam na jego brzeg. Ręka blondyna sięgnęła mojej. – Dlaczego idziesz?
- To wszystko… ten dzień, ta noc, to było najwspanialsze co kiedykolwiek przeżyłam, naprawdę. – sięgnęłam ręką do jego policzka i lekko go pogładziłam. – Ale naprawdę muszę już iść, jest późno, nikt nie wie gdzie jestem, powinnam być w domu. Zadzwonię, jeszcze się zobaczymy. – uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Obiecujesz? – chłopak znacznie się do mnie zbliżył, czułam na twarzy jego oddech.
- Obiecuję.
Teraz to on całował mnie. Całował mnie w taki sposób, że zakręciło mi się w głowie.

~*~

                Zgrzyt. Jakieś głosy. Dzwonek telefonu, mojego telefonu. Było mi tak bardzo nie wygonie, jak tylko nie wygodnie może być. Czułam się jakbym była połamana. Otworzyłam oczy z cichym jękiem. Metro właśnie ruszyło. Cholera jasna. Zerwałam się z ławki na równe nogi prawie upadając, nie czułam kilku części mojego ciała. Mężczyzna w garniturze, wraz z towarzyszką przyglądał mi się z widocznym współczuciem, nie zawróciłam sobie tym głowy. Na policzku czułam zaschnięte łzy, nie pojechałam wieczorem do domu. Przed oczami stanął mi Niall, który był tylko kilka przecznic stąd, tak blisko. Potrząsnęłam głową, próbując wyrzucić go z pamięci, tak jakby w ogóle się dało, przyprawiając się o ból szyi. Telefon znów zadzwonił.
- Tak? – rzuciłam zaspanym głosem.
- Możesz mi do cholery wyjaśnić gdzie jesteś i dlaczego nie ma cię tu gdzie być powinnaś?! – odsunęłam telefon od ucha słysząc wręcz wrzask Olivii.
- Cześć, Oli, a ty o której wróciłaś do domu i kiedy zauważyłaś, że mnie nie ma? – rzuciłam z przekąsem.
- Przypomnę ci, że jestem twoim opiekunem, nie odwrotnie, i mam prawo wiedzieć gdzie jesteś! Nie muszę ci mówić kiedy wracałam do gównianego domu. – warknęła.
- Gdyby, drogi opiekunie, moja osoba cokolwiek cię obchodziła, nie dzwoniłabyś teraz, tylko wcześniej. – rozłączyłam się i z powrotem opadłam na ławkę.
Dom odpadał, Gertrude odpadała, Ami odpadał, Rose i Mazz odpadali, Niall odpadał. Gdzie mogłam iść? Pozostawała mi stacja metra.


Wrzesień, październik, listopad, grudzień... Trochę mi to
zajęło, zapewne straciłam wszelkich czytelników, ale dodaję
z nadzieją, że znajdą się nowi, bądź starzy powrócą. Mam 
zamiar dalej pisać o Primrose i Niall'u, rozdziały po prostu 
nie będą dodawane jakoś regularnie. 
Jeśli zostawicie po sobie komentarz wywołacie na mojej 
twarzy uśmiech :)

3 komentarze:

  1. Jejku... jednak opłacało się odświeżać zakładki. Ostatnio tak myślałam, czy pojawi się tutaj w końcu jakiś rozdział i się doczekałam. Mam nadzieję, ze dalej będziesz pisać, bo uwielbiam to opowiadanie ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. No, no, no. Mi się podoba. Tylko spróbujesz chociażby zranić Niall'a i cię zabije, jasne? Informuj mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle megaa *-* !
    Takie słodkie , pelne akcji .. :D
    Ej czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały , omomom !
    //Aśka . ;D

    OdpowiedzUsuń